Rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata - taki wyrok wydał wczoraj sąd w Gdańsku w sprawie Zbigniewa G., byłego zastępcy gdańskiej delegatury Urzędu Ochrony Państwa. Mężczyzna odpowiadał za pomoc w usunięciu tajnych akt Urzędu. Rozpoczęty w marcu 1999 roku proces, toczył się za zamkniętymi drzwiami.

"Jestem zaskoczony tym wyrokiem. Spodziewałem się uniewinnienia. Nigdy nie miałem do czynienia z aktami, o których mowa w zarzutach prokuratury. O ich istnieniu dowiedziałem się w sądzie" - powiedział po ogłoszeniu wyroku wyraźnie zdenerwowany Zbigniew G. Jego obrońca zapowiedział, że rozważy wniesienie apelacji od wyroku po otrzymaniu jego uzasadnienia. Sprawa Zbigniewa G. sięga roku 1996. Wtedy to, ówczesny szef UOP Andrzej Kapkowski, zarządził kontrolę w gdańskiej delegaturze urzędu. Dokonał tego na prośbę szefa tej placówki Adama Hodysza, który odkrył zaginięcie części dokumentów oznaczonych klauzulą "tajne specjalnego znaczenia". Kontrola wykazała braki w aktach. Kapkowski zawiadomił o tym prokuraturę. Według niej Zbigniew G. w końcu 1995 r. sporządził spis akt administracyjnych, zawierający nieprawdziwe dane. Miał w ten sposób pomóc niewiadomej osobie w usunięciu "szeregu dokumentów" z gdańskiej delegatury UOP. Media informowały, że zniknęły dokumenty związane z działalnością Lecha Wałęsy w okresie PRL. Zbigniew G. zaprzeczał, że zaginione dokumenty dotyczą "Bolka" (taki kryptonim miał konfident SB, identyfikowany przez część przeciwników b. prezydenta z Lechem Wałęsą). Twierdził, że sprawa dotyczy akt podręcznych wykorzystywanych w pracy przez funkcjonariuszy, które nie mają żadnego związku z b. prezydentem.

Dodajmy, że Zbigniew G. od września 1993 r. do kwietnia 1996 r. był zastępcą szefa delegatury gdańskiego UOP. W latach PRL, jako funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa był członkiem specjalnej grupy śledzącej Lecha Wałęsę.

00:10