W czasie, gdy kryzys finansowy osłabił tradycyjne potęgi gospodarcze, Chiny coraz aktywniej zaznaczają swój wpływ, co na nowo rodzi pytanie o ich rolę w tworzeniu nowego ładu światowego - pisze "Washington Post". W ostatnich miesiącach - jak zauważa dziennik - Chiny stały się między innymi największym partnerem finansowym Jamajki.

Dotkniętej przez kryzys wyspie nie zdołali pomóc zajęci własnymi problemami jej tradycyjni sojusznicy - USA i Wielka Brytania. Pomoc zagraniczna i pożyczki to jednak tylko jeden ze sposobów, w jaki Chiny zaznaczają swą nową rolę jako światowego lidera finansowego - zauważa "Washington Post", przyglądając się ostatnim działaniom władz w Pekinie.

Chińscy przywódcy coraz częściej kwestionują prymat dolara jako jednostki rezerw walutowych. W ostatnich miesiącach kraj zawarł porozumienia o tzw. currency swap, czyli wymianie towarowej w ramach określonej puli pieniędzy, z sześcioma innymi państwami, które teraz utrzymują część swoich rezerw w juanie. Firmom z południa kraju rząd w Pekinie zezwolił ponadto na zawieranie umów z sąsiednimi państwami w juanie, a nie dolarach czy euro.

W styczniu Chiny dołączyły też jako kraj-donor do Międzyamerykańskiego Banku Rozwoju. Z Międzynarodowym Funduszem Walutowym rozmawiają o podwyższeniu swojego wkładu w zamian za większy wpływ na politykę organizacji. Forsują też próby utworzenia nowej instytucji rywalizującej z Azjatyckim Bankiem Rozwoju.

"Washington Post" pisze, że wybielając własny wizerunek Chiny obwiniają kraje zachodnie o wywołanie kryzysu. Gazeta podkreśla również, że podczas forum ekonomicznego w Boao w ostatni weekend chińscy przywódcy wykorzystywali każdą okazję, by skrytykować kraje i instytucje Zachodu.

Dziennik przygląda się debacie wśród politologów i ekonomistów, zauważając, że gdy kryzys gospodarczy zachwiał wiarą w kapitalizm w stylu USA, coraz więcej mówi się o tym, że nowy "konsensus pekiński" zastąpi dominujący przez długi czas konsensus waszyngtoński, mówiący o tym, jak kraje rozwijające się powinny zarządzać swoją gospodarką.

Choć zdaniem wielu ekspertów, tzw. "konsensus pekiński" to bardziej luźny zbiór zasad niż określony model gospodarczy, to jednak - według niektórych - już stanowi on wyzwanie dla istniejącego ładu.