"Zmiana czasu nie wpływa na gospodarkę, a badania pokazują, że kraje, które zrezygnowały z tej zmiany nie zużywają więcej energii elektrycznej" - mówi prof. Michał Mackiewicz z Wydziału Ekonomiczno-Socjologicznego Uniwersytetu Łódzkiego. Jak dodaje, zmiana czasu została wymyślona w czasach, kiedy ludzie wstawali do pracy na 5 rano. "Chodziło o to, żeby jak najwcześniej zrobiło się jasno, żeby człowiek, który musi stanąć do maszyny, która może mu urwać rękę, albo zrobić inną krzywdę, był już przytomny, żeby już funkcjonowała na pełnych obrotach" - podkreśla. Czas z letniego na zimowy zmienimy w nocy z 28 na 29 października. W niedzielę cofniemy zegarki o godzinę – z godz. 3.00 na 2.00.

W październiku sejmowa Komisja Administracji i Spraw Wewnętrznych poparła jednogłośnie projekt ustawy autorstwa posłów Polskiego Stronnictwa Ludowego, który zakłada wycofanie się ze zmiany czasu. Według propozycji ludowców czas letni miałby obowiązywać cały rok, ale dopiero od 1 października przyszłego roku. Dlatego, nawet gdyby projekt PSL zyskał poparcie Sejmu, Senatu i prezydenta, to czas zmienialibyśmy jeszcze w marcu 2018 roku.

Zegar biologiczny "głupieje"

Prof. Michał Mackiewicz pytany o ekonomiczne czynniki zmiany czasu odpowiada: w tej chwili warunki zupełnie się zmieniły. Ludzie bardzo często chodzą do pracy na godz 9-10, pracują dużo później. W tej chwili zmiana czasu jest w dużym stopniu tylko zaburzeniem, a niewiele daje". Zdaniem profesora, nie wpływa to na gospodarkę, przede wszystkim na zużycie energii elektrycznej. Są takie badania, które pokazują, że kraje, które zrezygnowały z tej zmiany czasu, wcale nie zużywają więcej prądu - tłumaczy. Tym bardziej, że - jak podkreśla Michał Mackiewicz- wywołuje to ogromne zamieszanie np. na kolei. Kiedy przesuwamy czas do tyłu, to chociażby pociągi stoją na bocznicy, żeby wyrównać tę różnicę. Taka zmiana powoduje też zaburzenie rytmu dnia. Powoduje, że nasz wewnętrzny zegar biologiczny przez chwilę głupieje, bo nagle musimy wstać godzinę wcześniej, albo godzinę później i organizm potrzebuje 2-3 dni, żeby się do tego dostosować - podkreśla.

Jak przyznaje profesor Mackiewicz, może nie jest to duży problem dla większości ludzi, ale są osoby, które źle radzą sobie ze zmianą czasu. A skoro tych korzyści takich wielkich nie ma, to właściwie po co mamy to robić - dodaje. Według Michała Mackiewicza, jeżeli rozważać rezygnację ze zmiany czasu, to powinniśmy raczej pozostać przy czasie zimowym, bo jest on bardziej dostosowany do naszego funkcjonowania. W takim sensie, że kiedy wstajemy dosyć rano, to mimo wszystko ten depresyjny okres funkcjonowania po ciemku, okres do momentu wschodu słońca jest wtedy krótszy. W związku z tym ten czas zimowy jest lepiej dostosowany do naszego zegara biologicznego - opowiada. Natomiast w przypadku czasu letniego nie jest to tak istotne, dlatego że wtedy i tak jest dużo słońca. Czy jest godzinę dłużej jasno rano, czy wieczorem, to nie ma tak naprawdę żadnego znaczenia - ocenia ekspert. 

(ug)