Kolejny raz prawdopodobnie nie udało się wybrać prezydenta Serbii, większej z dwóch republik tworzących Jugosławię. Lokale wyborcze zamknięto o godz. 20, ale z powodu niskiej frekwencji - późnym wieczorem szacowano ją na ok. 45 proc. - żaden z kandydatów nie zostanie ogłoszony zwycięzcą.

O urząd prezydenta ubiegało się trzech kandydatów: obecny prezydent Jugosławii Vojislav Kosztunica i dwaj skrajni nacjonaliści: popierany przez Slobodana Miloszevicia przywódca Serbskiej Partii Radykalnej Vojislav Szeszelj oraz lider Serbskiej Partii Jedności, były dowódca oddziałów paramilitarnych w wojnach bałkańskich - Borislav Pelević.

Sondaże przedwyborcze wskazywały, że zdecydowanym faworytem jest Kosztunica.

Niezależny politolog Zoran Lutovać przewiduje, że jeśli potwierdzą się dane o zbyt niskiej frekwencji wyborczej, to dwaj główni gracze na serbskiej scenie politycznej - Kostunica i premier Zoran Dzindzić dojdą do porozumienia w 

sprawie nowych zasad wyboru władz państwowych. Po możliwym niepowodzeniu tych wyborów, dwaj silni ludzie w tym państwie osiągną kompromis i ustalą zasady, na jakich odbędą się kolejne - tym razem udane - wybory prezydenckie lub też zdecydują się od razu na przeprowadzenie nowych wyborów parlamentarnych.

Na razie Kosztunica jest zwolennikiem niezależnych wyborów prezydenckich, a Dzindzić chciałby, by prezydent był wybierany przez parlament i miał ograniczone uprawnienia.

Rys. RMF

23:35