Coraz bardziej przerażające informacje napływają z Węgier w związku ze sprawą "czarnego anioła", czyli pielęgniarki, która uśmiercała pacjentów. Kobieta najpierw twierdziła, że pomogła umrzeć 21 starym i ciężko chorym osobom, teraz przypomniała sobie o kolejnych 20. Pytana o motywy swojego postępowania odpowiedziała, że chciała zaoszczędzić im cierpień.

23-lenia Timea F. pracowała na oddziale geriatrycznym budapeszteńskiego szpitala od roku. Podejrzenia lekarzy wzbudził fakt, że na oddziale w okresie, gdy pracowała tam owa pielęgniarka zwiększyła się kilkakrotnie liczba zgonów ciężko chorych pacjentów. W tym czasie śmiertelność wśród pacjentów wzrosła kilkakrotnie. Ordynator oddziału, doktor Gabor Takacs, powiadomił policję kryminalną a ta znalazła w mieszkaniu pielęgniarki kilkadziesiąt śmiercionośnych zastrzyków, mieszaninę morfiny i środka nasennego. Zastrzyki te pielęgniarka podawała pacjentom w trakcie nocnych dyżurów, kiedy z braku pełnej obsady pracowała sama. Ordynator przyznał, że na tak dużym oddziale dyżury powinny pełnić trzy lub cztery pielęgniarki wzajemnie się kontrolujące. Jednak nie jest to łatwe, bowiem na Węgrzech pielęgniarki zarabiają mało i odchodzą z pracy. Rodziny zamordowanych pacjentów winą obarczają również lekarzy. Uważają, że bez ich wiedzy tragedia o takich rozmiarach byłaby niemożliwa.

Tymczasem władze kliniki twierdzą, że w żaden sposób nie były w stanie zapobiec śmiercionośnym praktykom pielęgniarki. Bowiem podstawą całego systemu opieki zdrowotnej jest wzajemne zaufanie i przestrzeganie ściśle określonych zasad, opartych na hierarchii służbowej. Dyrektor kliniki przyznał jednak, że gdyby nie zła sytuacja węgierskiej służby zdrowia i braki w personelu, znacznie szybciej udało by się wykryć proceder kobiety określonej przez media mianem "Czarnego Anioła".

foto EPA

03:10