Dziś w nocy rosyjska agencja informacyjna RIA Nowosti, powołując się na głównego sanitarnego inspektora kraju podała, że w Polsce wykryto przypadki choroby "wściekłych krów" i to spowodowało wprowadzenie zakazu importu polskiej wołowiny.

Cała historia okazała się nieporozumieniem i przypomina to trochę niezbyt śmieszna komedię pomyłek. W Biurze Głównego Sanitarnego Inspektora Rosji powiedziano: "Żadnego zakazu wwozu polskiej produkcji nie było i nie ma". Potwierdziła to Irina Swiachowskaja specjalistka w departamencie higieny żywienia. Dodała, że służby weterynaryjne dostały polecenie bardzo dokładnego kontrolowania mięsa przywożonego z Polski. Powiedziała też, że "jakieś" media podały, iż w Polsce też zanotowano przypadki choroby "wściekłych krów" i stąd te wytyczne. O mityczny zakaz zapytany został także minister Janusz Fajkowski, radca handlowy polskiej ambasady, który powiedział: "Rosjanie w dniu dzisiejszym zaprzeczyli, że jakiekolwiek działania w tym zakresie są prowadzone. Jest chyba troszkę nieporozumień w tym temacie". Minister Fajkowski powoływał się na informacje od szefa departamentu weterynarii w rosyjskim ministerstwie rolnictwa.

Informację o możliwym zakazie wwozu wołowiny z Polski podał w czwartek główny rosyjski lekarz-epidemiolog Giennadij Oniszczenko w programie rozgłośni "Echo Moskwy". Tymczasem Andrzej Komorowski, główny lekarz weterynarii, powiedział sieci RMF, że informacja, Oniszczenki jest dla niego zaskakująca: "Sądziłem, że zmieniły się czasy, i źródła informacji dotyczące Polski są głównie w Polsce. Lekko wzburzony oświadczam iż na terenie Polski, nie odnotowaliśmy dotychczas przypadku gąbczastej encefalopatii bydła. Jeśli wiedza po stronie pana Oniszczenki jest większa niż moja, to w sytuacji kiedy składa on oświadczenie publiczne domagam się by udokumentował fakt, na który się powołał". Komorowski dodał, że zwróci się do ambasady rosyjskiej o wyjaśnienia.

10:10