Średnioroczna inflacja w przyszłym roku pozostanie podwyższona, jednak w 2024 r. dynamika cen będzie już wyraźnie niższa i w ostatnim kwartale tego roku powinna powrócić w okolice 3,5 proc. - mówi w opublikowanym w sobotę wywiadzie dla "Super Expressu" prezes NBP Adam Glapiński.

Glapiński w wywiadzie przekonuje, że wyraźny wzrost inflacji w większości gospodarek w ostatnim czasie ma globalne źródła, związane m.in. z pandemią Covid-19, decyzjami w zakresie odchodzenia od użycia paliw kopalnych w ramach nowej polityki klimatycznej i agresją rosyjską na Ukrainę.

To z kolei oznacza, że dezinflacja nie jest możliwa bez działań o globalnym zasięgu. Inaczej mówiąc, obniżenie dynamiki cen wymaga działań głównych banków centralnych. I te działania są już podejmowane - powiedział.

Według Glapińskiego gros wzrostu cen wynikał z bezpośredniego i pośredniego wpływu silnie drożejących surowców i półproduktów na rynkach światowych, a następnie ze wzrostu dynamiki cen energii i żywności.

Niemniej - twierdzi szef NBP - wzrost inflacji ma również swoje krajowe, wewnętrzne źródła.

Bardzo korzystna koniunktura w Polsce i dynamiczne postpandemiczne odbicie gospodarcze umożliwiło przenoszenie rosnących kosztów działalności na ceny towarów i usług. W efekcie, oprócz silnie drożejącej żywności i energii, Polacy zaczęli odczuwać wzrost cen coraz większej grupy dóbr i usług. To z kolei stworzyło ryzyko, że konsumenci przyzwyczają się do podwyższonej inflacji, zwiększając akceptację dla wzrostu cen i dostosowując swoje żądania płacowe - powiedział Glapiński.

Nie chcąc dopuścić do takiej sytuacji - mówił - od października 2021 "podjęto zdecydowane działania", m.in. podnosząc dziesięciokrotnie stopy procentowe, w tym stopę referencyjną do 6,5 proc.

Zdaniem Glapińskiego "można powiedzieć, że inflacja rozumiana jako proces ekonomiczny osiągnęła już swój szczyt, choć w wymiarze statystycznym dynamikę cen mogą jeszcze przejściowo podbijać czynniki regulacyjne, w tym wzrosty taryf na prąd i gaz, związane z wcześniejszymi wzrostami cen surowców".

Między innymi dlatego - mimo stopniowego spadku w 2023 r. - średnioroczna inflacja w przyszłym roku pozostanie podwyższona. Jednak w 2024 r. dynamika cen będzie już wyraźnie niższa i w ostatnim kwartale tego roku powinna powrócić w okolice 3,5 proc., to jest górnej granicy odchyleń od celu inflacyjnego - stwierdził prezes NBP.

Kilka miesięcy płaskiej inflacji

Wczoraj GUS poinformował, że inflacja w lipcu wyniosła 15,6 proc., niewiele więcej niż w czerwcu (15,5 proc.). Eksperci spodziewają się, że czeka nas kilka miesięcy z "płaską inflacją". Chodzi o to, że najbliższe odczyty prawdopodobnie będą w okolicach 15,4-15,6 proc. A potem wskaźnik może być niższy, ze względu na spodziewane spadki inflacji bazowej (czyli po wyłączeniu cen żywności i energii). Skoku inflacji można spodziewać się jednak na początku 2023 roku, zwłaszcza jeśli wygaszona zostanie tarcza antyinflacyjna.

Stabilnej inflacji spodziewa się też bank centralny. Szef NBP Adam Glapiński, zaczepiony na wakacjach na molo w Sopocie przez działaczkę Agrounii, powiedział, że przed nami tylko jedna, niewielka podwyżka stóp procentowych o 25 punktów bazowych. Choć oczywiście prezes Narodowego Banku Polskiego nie podejmuje sam decyzji w tej sprawie, tak stabilizacji zdają się oczekiwać także niektórzy członkowie Rady Polityki Pieniężnej.

Władze monetarne mają kilka dowodów na to, że gospodarka spowalnia i dalsze podwyżki stóp procentowych mogą być zbędne. Pogarsza się sytuacja przemysłu, a także zaczęły realnie spadać płace, co jest znakiem, że nie mamy do czynienia z tzw. spiralą płacowo-cenową.

Słabną także oczekiwania inflacyjne. Biuro Inwestycji i Cykli Ekonomicznych podało, że Wskaźnik Przyszłej Inflacji, prognozujący z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem kierunek zmian cen towarów i usług konsumpcyjnych, w sierpniu - po raz pierwszy od dwóch lat - nieznacznie obniżył się. Jak podkreślają, spada odsetek tych, którzy spodziewają się szybszego niż dotychczas wzrostu cen na rzecz tych, którzy uważają, że będą one rosły wolniej.