Warszawska giełda solidnie traci. Po godzinie notowań WIG20 tracił nawet 4,48 proc. W kolejnych minutach indeks odrobił nieco, ale wciąż jest na dużym minusie - po 11.30 tracił prawie 3,5 proc. Jeszcze gorzej jest na zachodzie Europy. Najwięcej tracą banki, szczególnie te, które mogą mieć sporo greckich obligacji państwowych.

Winna jest oczywiście Grecja. Wciąż nie ma wspólnej strategii wyjścia z tego kryzysu. Światowe giełdy są obecnie na tak niskim poziomie, że nawet niewielki spadek powoduje lawinę i pogrążenie rynków.

Tu działają tak zwane "stop-lossy", czyli poziomy indeksów, lub cen akcji, które ustawiają inwestorzy. Ma to być zabezpieczenie przed zbyt wielkimi stratami. Jeżeli kurs akcji spółki spadnie do określonego przez nich poziomu, automatycznie uruchamiają się zlecenia sprzedaży.

Spadki więc się pogłębiają i uruchamia się lawina kolejnych "stop-lossów".

Liderami spadków są banki. Ciągłe problemy Grecji powodują, że instytucje finansowe stają przed widmem wielkich strat. Przykładem może być francusko-belgijski bank Dexia, który traci 32 proc. Agencja Moody's twierdzi, że ten bank może mieć problemy z płynnością, czyli po prostu może zbankrutować. Belgijski minister zapowiedział interwencję rządu. Możliwe więc jest albo dokapitalizowanie, albo znacjonalizowanie tego banku.