W huku wojny w najbliższa niedzielę Czeczeńcy wybiorą nowego prezydenta. Będzie to Ahmad Kadyrow, prorosyjski szef czeczeńskiej administracji, na którego postawił Kreml. By ryzyko przegranej Kadyrowa zupełnie zlikwidować, rosyjskie władze zmusiły do wycofania się z wyborów wszystkich poważnych konkurentów.

O sytuacji w Czeczeni i losie czeczeńskiego dziennikarza w Rosji rosyjski korespondent RMF Andrzej Zaucha rozmawiał z Musą Muradowem, dziennikarzem rosyjskiej gazety "Kommersant", laureatem prestiżowej Międzynarodowej Nagrody Wolności Prasy:

Andrzej Zaucha: Dla separatystów jest pan zdrajcą, a dla rosyjskich władz wrogiem?

Musa Muradow: Nie używałbym aż tak ostrych słów. Ale rzeczywiście, bardzo często moje publikacje partyzanci oceniają jako pro rosyjskie. Z kolei gdy piszę tekst, w którym krytykuję władze federalne, to Moskwa traktuje mnie prawie jak agenta Maschadowa

Andrzej Zaucha: Co zmienią te wybory?

Musa Muradow: Te wybory nie mogą usunąć głównej przyczyny konfliktu w Czeczenii - zbrojnej konfrontacji. Na razie nie ma żadnej propozycji sprawnie działającego planu politycznego uregulowania kryzysu, jakiegoś wariantu rozmów z tymi, którzy z bronią w ręku opierają się władzom federalnym. Ale do tego, prędzej czy później musi dojść.

Andrzej Zaucha: Ale przecież już teraz wiadomo, ze wygra zwolennik Kremla?

Musa Muradow: Wielka szkoda, że nie dopuszczono innych kandydatów, ale z drugiej strony dzisiaj w Czeczenii nie ma lidera, wokół którego zjednoczyłby się naród. Dla Czeczenów nie ma znaczenia, kto będzie szefem republiki. Jeśli po wyborach uda mu się poprawić sytuację, to uzyska poparcie.

Andrzej Zaucha: I jakie to mogą być zmiany?

Musa Muradow: Myślę, że gdy w republice pojawi się legalnie wybrany prezydent, to będzie ona jak każdy inny rosyjski obwód. Rosyjskie wojska będą się tam znajdować nielegalnie i nowy prezydent będzie miał prawo domagać się, by armia wróciła do koszar.

18:35