Zegar długu publicznego w centrum Warszawy został wyłączony na czas piłkarskich mistrzostw Euro 2012. Nie jest to jednak celowe zagranie PR, a przypadkowa awaria. Tak twierdzą zarządzający licznikiem długu współpracownicy profesora Leszka Balcerowicza.

Reporter RMF FM Krzysztof Berenda ustał, że spaliła się skrzynka zasilająca zegara. Dlatego teraz na ekranie zamiast ekspresowo pędzących cyfr mamy... czerń.

Najciekawsze jednak, że ten licznik zepsuł się już dwa tygodnie temu. 10 czerwca, czyli wtedy, gdy w Gdańsku Hiszpanie grali z Włochami. Od tego czasu technicy nie są w stanie dowieźć nowych kabli i bezpieczników. Udało się dopiero wczoraj i jutro licznik długu ma być naprawiany.

Nie jest pewne, czy to zwykła awaria, czy też efekty czarnej magii ministra finansów. Wiadomo natomiast, że ta usterka jest Jackowi Rostowskiemu bardzo na rękę. Bo dzięki temu zagraniczni kibice nie zobaczyli, że polski dług publiczny rośnie w tempie ponad 117 mln zł na dobę, prawie 5 mln zł na godzinę i 1363,5 zł na sekundę.

Przez okres awarii ministrowi udało się więc ukryć wzrost długu publicznego o ponad 2 miliardy złotych.