7-miesięczna Mya Whittington trafiła do jednego z amerykańskich szpitali po tym, jak jej rodzice zauważyli, że szyja dziewczynki zaczyna dziwnie puchnąć. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że przyczyną złego samopoczucia i dolegliwości okazało się wyrastające spod skóry dziecka... piórko.

Przez długi czas nikt nie wiedział, co dolega dziewczynce z Hutchinson w amerykańskim stanie Kansas. Na szyi małej nagle pojawił się obrzęk, który rodzice małej wzięli za zwykłą infekcję. Sytuacja skomplikowała się, gdy dzień później opiekunowie dziecka odkryli, że opuchlizna nabrała naprawdę sporych rozmiarów.

Po przewiezieniu jej na pogotowie okazało się, że lekarze nie są w stanie ustalić przyczyny obrzęku - nie było to bowiem ani zakażenie węzłów chłonnych, ani też żadna inna, sprawdzona przez specjalistów dolegliwość.

Zdziwienie rodziców i lekarzy sięgnęło  zenitu, kiedy z szyi dziecka coś zaczęło wystawać. Chirurg, która zajęła się dziewczynką, postanowiła wyciągnąć spod skóry dziwny obiekt. Okazało się, że jest to... mierzące blisko 6 centymetrów piórko.

Nie mamy pojęcia, skąd wzięło się w policzku dziecka. Jedyne rozsądne wytłumaczenie jest takie, że mała przypadkiem je połknęła - mówiła specjalistka amerykańskim mediom. Niesamowite jest także to, że - jeśli faktycznie tak się stało - organizm dziecka z całych sił próbował się go pozbyć. I próbował tak długo, aż piórko znalazło drogę na zewnątrz - dodała.

Dziewczynka doszła już do siebie. Lekarze twierdzą, że jej życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo.

ABCNews

Justyna Satora