"Adamowi Rzepeckiemu Rysy nie dają spokoju od podstawówki. Wtedy na lekcji geografii dowiedział się, ile mierzy ten szczyt. ‘Kurczę, pomyślałem, to trudno zapamiętać. Prościej byłoby, gdyby góra miała równe 2500 m’" - czytamy w dzisiejszej "Gazecie Wyborczej". Jak donosi dziennik, artysta postanowił podnieść szczyt o jeden metr - bo tyle brakuje polskiemu wierzchołkowi Rysów do 2500 m. "Polska zyskałaby na prestiżu. (…) Zdobyć dwuipółtysięcznik to już coś znaczy!" - tłumaczy Rzepecki w rozmowie z gazetą.

Po studiach Rzepecki zajął się fotografią i znalazł pracę w archiwum Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zaczął też działać w grupie artystycznej Łódź Kaliska. A ze znajomymi jeździł na wyprawy w Tatry. I znowu mi się te Rysy objawiły z brakującym metrem. (...) Przysiągłem sobie, że coś z tym zrobię - opowiada "Gazecie Wyborczej".

By podnieść najwyższy polski wierzchołek o metr, od kilkunastu lat wnosi na Rysy kamienie - wystarczy przecież ułożyć z nich metrowy kopczyk i góra "podrośnie".

Ani satelity fotografujące naszą planetę, ani topografowie nie odnotowali jeszcze na mapach skutków jego działań. Ludzie wciąż zabierają skały na pamiątkę i co artysta podwyższy kopczyk, to ktoś go obniży - pisze "Gazeta Wyborcza".

Rzepecki nie zamierza jednak zarzucić swojej, iście syzyfowej przecież, pracy. Choć skończył już sześćdziesiątkę.

Dopóki sił starczy, będę podwyższał Rysy dla dobra polskich Tatr, Polski i Polaków - zapowiada.


(edbie)