"Podjąłem decyzję o redukcji personelu placówki w Trypolisie" - mówi w Przesłuchaniu w RMF FM szef MSZ Radosław Sikorski. Nie chce jednak ujawnić szczegółów akcji. "W Libii jest obecnie około 400 Polaków, to głównie Polki, które wyszły za mąż za Libijczyków oraz ich dzieci" - dodaje minister.

Agnieszka Burzyńska: No właśnie, nikt ostatnio nie mówi Radek Sikorski. Woli pan dostojnego Radosława?

Radosław Sikorski: W dowodzie zawsze miałem Radosław, a o Radka się nie obrażam.

Agnieszka Burzyńska: Czyli tęskni pan, żeby ktoś mówił do pana Radek?

Radosław Sikorski: Wielu przyjaciół, znajomych nadal tak do mnie mówi.

Agnieszka Burzyńska: Trzy, cztery dni temu mówił pan, że dni Muammara Kadafiego są policzone . To co teraz dzieje się w Libii, to utwierdzana pana w tym przekonaniu?

Radosław Sikorski: To takie schyłkowe klimaty. Myślę, że teraz się rozstrzyga jak skończy, czy to będzie ucieczka samolotem z lukami bagażowymi pełnymi walizek z pieniędzmi, czy walka do końca w koszarach, czy próba ukrycia się.

Agnieszka Burzyńska: Dyktator powiedział, że władzy nie odda i sięgnie do arsenałów z bronią. Z drugiej strony zapowiada rozdawanie pieniędzy. To go uratuje, czy go nie uratuje?

Radosław Sikorski: Mam wrażenie, że to już moment uratowania ma za sobą.

Agnieszka Burzyńska: Skończy jak Ceausescu?

Radosław Sikorski: Jak mówiłem już wcześniej, nie mogłoby się to przydarzyć milszemu człowiekowi.

Agnieszka Burzyńska: Libia płonie, spływa krwią. Ilu tam jest jeszcze Polaków?

Radosław Sikorski: Szacujemy, że około 400. To są przeważnie Polki i ich dzieci - żony Libijczyków, osadzone w społeczeństwie libijskim. Dawaliśmy szanse powrotu, większość nie skorzystała.

Agnieszka Burzyńska: Ilu jest tam jeszcze Polaków, którzy pracowali?

Radosław Sikorski: Z tego co wiemy większość wyjechała czy to naszym samolotem, czy to samolotami innych państw lub linii lotniczych. Wydaje mi się, że tutaj zadziałała solidarność unijna, nie tylko europejska. Na przykład nasi rodacy wylecieli samolotem ukraińskim, ale jesteśmy chwaleni dzisiaj w Wielkiej Brytanii, bo wywieźliśmy ponad 40 Brytyjczyków.

Agnieszka Burzyńska: A czy my mamy jakiś kontakt z tymi Polakami, tymi rodzinami, czy oni nie zmienili zdania i w tej sytuacji, która się pogarsza nie chcieliby się ewakuować?

Radosław Sikorski: Teraz jest jeszcze bardziej niebezpiecznie z dotarciem na lotnisko. Dzięki inwestycjom modernizacyjnym wszystkie nasze ambasady, także w tym regionie, mają telefony satelitarne, więc my mamy kontakt z naszą placówką oraz z Polakami, o ile działa system telefoniczny w Libii.

Agnieszka Burzyńska: A są jakieś realne szanse na wydostanie kogokolwiek stamtąd?

Radosław Sikorski: Sytuacja zmienia się z godziny na godzinę.

Agnieszka Burzyńska: Czy nie pora na ewakuację pracowników ambasady w Trypolisie.

Radosław Sikorski: Rozważamy redukcję personelu placówki.

Agnieszka Burzyńska: Ale rozważacie czy jest już decyzja? Jak to w tej chwili wygląda?

Radosław Sikorski: To nie jest takie proste. My mamy swój system stanów alarmowych placówek. W tej chwili podjąłem decyzję o stanie alarmowym C (Charlie), czyli redukcja personelu.

Agnieszka Burzyńska: To jest najwyższy poziom?

Radosław Sikorski: Nie

Agnieszka Burzyńska: Kiedy nastąpi ta redukcja? Ile osób wróci i kiedy?

Radosław Sikorski: To jest sytuacja niebezpieczna dla naszych dyplomatów, ale jednocześnie taka, w której wszyscy chłoną informacje z Libii. Pan ambasador jest chwalony przez media, nawet australijskie, jest tam bardzo przydatny. Oczywiście narażamy naszych dyplomatów na ryzyko, ale od tego są służbą, od tego służba dyplomatyczna ma przywileje, żeby w takich sytuacjach być przydatnym.

Agnieszka Burzyńska: Tam jest w tej chwili sześć osób. Ilu z nich wróci i kiedy?

Radosław Sikorski: Takich szczegółów nie będziemy podawać.

Agnieszka Burzyńska: Oglądałam sobie dziś zdjęcia Kadafiego obok Baracka Obamy, Condoleezzy Rice, Ban Ki-Moona Sarkozy'ego, a i Marek Belka może pochwalić się takim zdjęciem. Co myśli dyplomata, ściskając rękę tak miłego faceta jak Kadafi?

Radosław Sikorski: Spotykaliśmy się - nie mówię o sobie, ale o naszych najwyższych rangą politykach. I z prezydentem Mubarakiem, i z królem Arabii Saudyjskiej. Ja byłem w Korei Północnej. Spotykałem się na Białorusi.

Agnieszka Burzyńska: A ma pan takie zdjęcia, które chciałby pan wyrzucić do kosza?

Radosław Sikorski: Nie. Uważam, że rolą ministra spraw zagranicznych jest spotykanie się także z ludźmi, których byśmy nie zaprosili do domu na kolację. Bo póki kontrolują oni terytorium swojego kraju, to niestety trzeba z nimi utrzymywać relację.

Agnieszka Burzyńska: A te relacje z Aleksandrem Łukaszenką ma pan?

Radosław Sikorski: Jeśli minister spraw zagranicznych spotyka się z osobą o dwie rangi wyżej od siebie, czyli z prezydentem kraju, to jemu to wolno. Natomiast nie naraziliśmy na szwank autorytetu naszego prezydenta: ani poprzedniego, ani obecnego.

Agnieszka Burzyńska: Dwa miesiące temu mówił pan: Łukaszenko tak naprawdę przegrał wybory, on sam ma się świetnie, opozycja częściowo wciąż w więzieniach. Czy upadek reżimu jest realny w jakiejś bliskiej przyszłości?

Radosław Sikorski: Po wydarzeniach w świecie arabskim widzimy, że reżimy wydają się najbardziej stabilne tuż przed upadkiem. Dyktatorzy nie znają dnia ani godziny. Jeszcze raz chciałbym podkreślić, że opozycja białoruska dziękowała nam za tę politykę, którą prowadziliśmy w zeszłym roku, bo ta polityka dała jej kilka miesięcy odwilży.

Agnieszka Burzyńska: Czyli nie żałuje pan tego ocieplenia stosunków?

Radosław Sikorski: Wręcz przeciwnie. Gdybyśmy z ministrem Westerwelle nie złożyli Białorusi szczodrej szczodrej propozycji współpracy z Unią Europejską, to dzisiaj bylibyśmy oskarżani, że była jedna oferta, a ze strony europejskiej oferty nie było. Gdyby była, to kto wie, może dyktator zachowałby się inaczej. A tak mamy pewność, że zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy.

Agnieszka Burzyńska: No i że teraz możemy zaostrzyć te relacje. Tylko za to zaostrzenie płaci opozycja.

Radosław Sikorski: I że dzięki temu przekonaliśmy całą Unię Europejską, że nie ma innej drogi jak twardsze niż kiedykolwiek sankcje.

Agnieszka Burzyńska: To mała dygresja z tego, co pisze dziś "Rzeczpospolita": "Jarosław Kaczyński zamierza porównać Donalda Tuska do Aleksandra Łukaszenki, a Polskę do republiki bananowej".

Radosław Sikorski: Z tego co pamiętam, to Andrzej Lepper - koalicjant Jarosława Kaczyńskiego - chciał niegdyś azylu politycznego na Białorusi, a niedawno wręcz chwalił wybory i prezydenta Łukaszenkę. Jarosław Kaczyński nienawidzi Rosji, ale postrzega politykę bardzo po rosyjsku. I to są klimaty raczej z Dostojewskiego niż z Tołstoja.

Agnieszka Burzyńska: To porozmawiajmy o innych sprawach. Polska jak Irlandia to już passe, teraz ma być Polska jak Norwegia? Chodzi o gaz łupkowy oczywiście.

Radosław Sikorski: Uważam, że rzeczywiście z kraju, który był uważany za kraj Europy Wschodniej, w ostatnich dwudziestu latach staliśmy się państwem Europy Centralnej. Teraz ewoluujemy właśnie ku Europie typu skandynawskiego północnego, kraju o odpowiedzialnych finansach i odpowiedzialnej polityce.

Agnieszka Burzyńska: Jedzie pan do Stanów rozmawiać m.in. o gazie łupkowym. Co pan stamtąd przywiezie?

Radosław Sikorski: Gaz łupkowy jest jednym z trzech ważnych bloków tematycznych naszych relacji ze Stanami: sprawy bezpieczeństwa, sprawy promocji państwa i demokracji na świecie oraz współpraca energetyczna. Firmy amerykańskie mają koncesje w Polsce, szukają, niektóre odwierty są obiecujące. Gaz łupkowy już zmienił światowy rynek gazu, w szczególności rynek w Stanach Zjednoczonych. Podpiszę z sekretarz stanu USA memorandum o współpracy w dziedzinie energetyki.

Agnieszka Burzyńska: Ale co oznacza współpraca w tym przypadku?

Radosław Sikorski: Ponieważ Amerykanie mają technologię odwiertów poziomych i wiedzą, jak wydobywać gaz łupkowy, to nasi technicy mogą się tam wiele nauczyć.

Agnieszka Burzyńska: To jeszcze na koniec skok na nasze krajowe podwórko. Czy rząd po wyborach pozostanie strefą zdekomunizowaną? Czy pogodził się pan już z zasiadaniem w ławach rządowych z Grzegorzem Napieralskim?

Radosław Sikorski: Gramy po to, żeby wygrać. Koalicja z PSL-em jest bardzo dobra, ale każdej partii zależy na takim zwycięstwie, żeby rządzić samodzielnie.

Agnieszka Burzyńska: A jeśli się nie uda? Jeśli trzeba będzie rządzić z SLD?

Radosław Sikorski: Będziemy się martwić po wyborach. Teraz zamierzamy pokazywać to, co już zrobiliśmy w przeciągu tych trzech lat. Ja będę pokazywał np. zbudowane ambasady i dobrą prezydencję. Będziemy prosić Polaków o kredyt zaufania na kolejne lata.

Agnieszka Burzyńska: Ale wyobraża pan sobie taką koalicję czy nie?

Radosław Sikorski: Myślę, że spekulowanie o hipotetycznych scenariuszach jest niecelowe. Gramy, żeby wygrać.