Polskie dzieci z litewskich domów dziecka nie będą mogły przyjechać do Polski na Wielkanoc - alarmuje stowarzyszenie od 12 lat organizujące takie przyjazdy. Wszystko przez absurdalne przepisy, które wprowadziły tamtejsze władze. Wiceszef sejmowej komisji spraw zagranicznych Robert Tyszkiewicz prosi polski MSZ o interwencję w tej sprawie.

Białostockie stowarzyszenie "Otwarty Dom" od 12 lat organizuje przyjazdy dzieci z litewskich domów dziecka do Polski. Do tej pory z tej opcji - zwłaszcza w czasie świąt i wakacji - skorzystało 700 dzieci, niektóre już kilkanaście razy były w naszym kraju.

Gdy w tym roku szefowa stowarzyszenia zadzwoniła do jednego z domów dziecka, by ustalić terminy przyjazdu na Wielkanoc, usłyszała, że nie ma takiej możliwości, Okazało się, że pod koniec ubiegłego roku Litwa wprowadziła nowe przepisy dotyczące zapraszania dzieci, zwłaszcza poza terytorium Litwy.

Tłumaczenie wszystkich formularzy dotarło do białostockiego stowarzyszenie miesiąc temu. Faktycznie, nie ma szans, żebyśmy zdążyli przed najbliższymi świętami - mówi jego szefowa Irena Stankiewicz. Lista nowych wymogów jest długa. Samo stowarzyszenie, choć działa od kilkunastu lat, musi zarejestrować się w litewskim ministerstwie opieki społecznej. Zebranie odpowiednich dokumentów, uzyskanie zaświadczeń od polskich władz, a następnie przetłumaczenie wszystkiego na język litewski - zajmie kilka miesięcy. Ale to nie koniec. Dodatkowe dokumenty muszą też złożyć rodziny, do których miałyby trafić dzieci. Na liście jest między innymi zaświadczenie o zdrowiu psychicznym, zaświadczenie majątkowe, czy oświadczenie, że rodzina nie będzie chciała… adoptować dziecka.

W tej sytuacji pewnym jest, że dzieci nie przyjadą ani na Wielkanoc, ani na wakacje. Pod bardzo dużym znakiem zapytania stoi ich przyjazd na Boże Narodzenie. To draństwo wobec tych dzieci - irytuje się Irena Stankiewicz. One od miesięcy czekały na wyjazd do Polski - dodaje. Stowarzyszenie zapewnia, że będzie próbowało utrzymać z dziećmi kontakt. Członkowie stowarzyszenia za tydzień pojadą na Litwę, by zawieźć im świąteczne paczki.

Wiceszef sejmowej komisji spraw zagranicznych Robert Tyszkiewicz wysłał do Ministerstwa Spraw Zagranicznych prośbę o interwencję w tej sprawie. Moim zdaniem jest to kolejne uderzenie ze strony władz litewskich w polską mniejszość mieszkającą na Litwie - twierdzi poseł. Musimy zareagować, bo przecież zasadą działania Unii Europejskiej, do której należy i Polska, i Litwa, jest niepogarszanie sytuacji mniejszości narodowych - dodaje. Poseł Tyszkiewicz namawia też polskich europosłów do poruszenia sprawy na forum europejskim.

W ciągu ostatniego roku to już drugie posunięcie litewskich władz, które mocno uderza w dzieci polskiej mniejszości na Litwie. Pierwsza była nowa ustawa oświatowa, która między innymi zaostrza kryteria na maturze z języka litewskiego i ułatwia likwidację mniejszościowych szkół. W tym przypadku interweniował polski premier. Utworzono nawet międzyrządową komisję do spraw ustawy. Niestety, jedyny rezultat, jaki osiągnięto, to ostre wypowiedzi litewskich polityków o tym, że "Polska wtrąca się w wewnętrzne sprawy Litwy". To każe wątpić w skuteczność interwencji w kolejnych sprawach. Z drugiej jednak strony - jak przekonują polscy politycy - trudno też siedzieć cicho i w ogóle nie reagować.