Litwini szturmują polskie sklepy. W Suwałkach goście zza wschodniej granicy wykupują niemal wszystko: od jedzenia, przez ubrania i buty, po meble i paliwo. Kupują o wiele więcej niż Polacy. Aby zrobić u nas zakupy, są w stanie przejechać nawet ponad 100 km w jedną stronę.

Bagażnik i tylne siedzenie wypełnione artykułami spożywczymi - to dość częsty widok przed jednym z dużych sklepów spożywczych w Suwałkach. Na parkingu łatwiej znaleźć samochód na litewskiej niż na polskiej rejestracji. A sprzedawcy - nie mają najmniejszych powodów do narzekań. Wychodzą z pełnymi koszami - mówi sprzedawczyni w cukierni znajdującej się tuż obok kas supermarketu - do cukierni też zaglądają, znacznie częściej, niż Polacy. Potrafią wydać o wiele więcej pieniędzy.

Wszystko zaś dzięki temu, że litewskie władze utrzymują sztywny kurs lita wobec euro. To oznacza, że gdy złoty osłabia się wobec europejskiej waluty, tanieje też wobec lita. Ostatni raz na taką skalę Litwini korzystali z tego na początku 2009 roku. Teraz znów opłaca im się przyjeżdżać. Jestem z Kowna, czyli w jedną stronę mam około 110 km, ale tu wszystko jest tańsze - opowiada jeden z klientów supermarketu - Myślę, że na produktach żywnościowych i paliwie oszczędzam jakieś 20 procent.

Litwini stanowią też sporą grupę klientów w składach budowlanych. Piotr Czernialis, właściciel sklepu i hurtowni z materiałami budowlanymi szacuje, że około 20 proc. jego klientów przyjeżdża właśnie z Litwy. Dlatego mam w sklepie napisy po litewsku i staram się, by przynajmniej część moich pracowników to byli przedstawiciele mniejszości litewskiej, dzięki czemu dużo łatwiej porozumieć się z klientem - mówi.