Marcin Gortat uzyskał 21 punktów i 11 zbiórek, a jego Washington Wizards rozgromili u siebie Toronto Raptors 125:94. Tym samym koszykarze ze stolicy jako trzeci zespół ligi NBA wygrali rywalizację play off 4-0 i awansowali do drugiej rundy.

"Czarodzieje" w konfrontacji z drużyną z Kanady nie pozostawili złudzeń, kto jest lepszy. Po raz pierwszy w historii klubu wygrali serię play off do czterech zwycięstw, nie ponosząc porażki. Sukces tym cenniejszy, że uczynili to, nie mając przewagi własnego parkietu. To drugi taki przypadek w historii play off w NBA. W 2007 roku Chicago Bulls, również rozstawieni z numerem 5, wyeliminowali 4-0 Miami Heat (4).

Gortat znów rozegrał znakomity mecz, jeden ze swoich najlepszych w play off. Był kluczowym zawodnikiem świetnie dysponowanego zespołu, drugim strzelcem i najlepiej zbierającym spotkania. Uzyskał drugie z rzędu i ósme w karierze double-double w play off (144. w karierze i 24. w bieżących rozgrywkach). Gdy był na parkiecie, Wizards wygrali ten fragment różnicą 32 punktów - to najwyższy wskaźnik plus/minus w zespole.

Wszystkie te statystyki uzyskał praktycznie w ciągu trzech kwart, gdyż po 20 sekundach czwartej trener Randy Wittman, spokojny o wynik, dał mu odpocząć, podobnie jak innym swoim podstawowym zawodnikom. Widzowie, którzy w komplecie (20 536 osób) wypełnili trybuny hali Verizon Center mieli okazję owacją na stojąco podziękować łodzianinowi za znakomitą, skuteczną i rozumną grę.

Polski środkowy przebywał na boisku 29 minut. Trafił osiem z dziewięciu rzutów za dwa punkty i pięć z siedmiu wolnych, zebrał sześć piłek w obronie i pięć w ataku, miał pięć asyst (wyrównany indywidualny rekord play off), dwa przechwyty, blok, trzy straty i dwa faule. 

Lista "strzelców"

Liderem strzelców w zwycięskim zespole i całym spotkaniu był Bradley Beal - 23 pkt. Poza nim i Gortatem jeszcze pięciu graczy uzyskało dwucyfrową zdobycz punktową: rezerwowy Ramon Sessions - 15, John Wall - 14 i 10 asyst, Paul Pierce - 14, kolejny zmiennik Drew Gooden - 13 oraz Brazylijczyk Nene - 10.

Najwięcej punktów dla Raptors zdobyli Kyle Lowry - 21, Litwin Jonas Valanciunas - 16, ale wiele z tej zdobyczy dopiero wtedy, gdy Gortat siedział na ławce oraz DeMar DeRozan i Lou Williams - po 14.

Tym razem gospodarze prowadzili od początku spotkania. W każdej z trzech pierwszych kwart zdobywali minimum 30 punktów (36:22, 30:28, 36:20), a w czwartej, na pięć minut przed końcem meczu, ich przewaga wzrosła nawet do 37 punktów (119:82).

Rywali zniechęcały do walki kolejne celne rzuty za trzy "Czarodziejów", którzy trafili w niedzielę 15 z 26 takich prób, ustanawiając klubowy rekord w play off. Z dystansu trafiło sześciu graczy z Waszyngtonu, m.in. Pierce (4/6), Sessions (3/4), Gooden (3/4) i Beal (3/6).


Spod kosza z kolei punktował Gortat, który w całym meczu pomylił się tylko raz. Polaka za wszechstronną, inteligentną grę pod obiema tablicami chwalił komentator stacji TNT Grant Hill, jego były kolega z Phoenix Suns. Podopieczni trenera Wittmana mieli w niedzielę 55-procentową skuteczność rzutów z gry, a jeszcze wyższą prób z dystansu - 58 proc., podczas gdy Raptors odpowiednio 44 i 28 proc. Drużyna z Waszyngtonu drugi rok z rzędu awansowała w play off do kolejnej rundy, co ostatnio zdarzyło jej się w 1978, gdy jako Washington Bullets zdobyła mistrzostwo i 1979, gdy przegrała w finale ligi.

W drugiej rundzie tegorocznego play off, półfinale Konferencji Wschodniej, Wizards zmierzą się ze zwycięzcą rywalizacji Atlanta Hawks z Brooklyn Nets. Po trzech spotkaniach tej serii rozstawione z numerem 1 "Jastrzębie" prowadzą 2-1.

(ug)