"Antiga zbudował szeroki skład czternastu-szesnastu zawodników, z których każdy może wejść na boisko i znacząco nie obniża potencjału drużyny" - mówi RMF FM Sebastian Świderski. Były siatkarz reprezentacji Polski, a ostatnio trener specjalnie dla nas ocenia występ biało-czerwonych w fazie grupowej Ligi Światowej. Jego zdaniem, w turnieju finałowym, Polacy mogą pokusić się o medal.

Kacper Merk: Jest pan zaskoczony tak dobrą Polaków w Lidze Światowej?

Sebastian Świderski: Raczej ucieszony, że w sezonie po zdobyciu tytułu mistrza świata nie doszło do takiego załamania formy, jak w latach poprzednich. Doświadczał tego każdy z selekcjonerów, który osiągnął coś z naszą reprezentacją. Kolejny sezon był zawsze bardzo trudny, a wyniki były dalekie od oczekiwań, za co trenerzy ostatecznie płacili swoimi posadami. Tymczasem kadra Stephane'a Antigi osiągnęła wielki sukces. Bez oglądania się na innych i liczenia na korzystne wyniki awansowała do turnieju finałowego, w którym spokojnie może pokusić się o medal. Wielkie brawa należą się też trenerom, którzy oprócz wyniku nie zapomnieli o wprowadzaniu do kadry kolejnych młodych zawodników. A ci odwdzięczyli się dobrą grą.

Ale są tacy, którzy boją się, że dobry występ w Lidze Światowej odpokutujemy w Pucharze Świata. Tak jak w 2012 roku na Igrzyskach Olimpijskich.

Każda reprezentacja jest inna, więc nie można porównywać tych sytuacji. Są lata, gdy zwycięzca Ligi Światowej później błyszczy na głównej imprezie, a są takie przypadki jak nasz z 2012 roku. Moim zdaniem powinniśmy cieszyć się z faktu, iż reprezentacja od początku sezonu gra dobrze i wygrywa. Bo odwracając to pytanie - co by było, gdyby Polacy grali teraz źle? Eksperci i kibice szukaliby wtedy przyczyn, zastanawiali co się dzieje i jak to poprawić.

Czy można powiedzieć, ile drużynie z Ligi Światowej brakuje do tej docelowej formy?

Myślę, że ona była optymalna na ten moment sezonu. Trener mądrze rotował składem, dzięki czemu jedni zawodnicy mogli odpoczywać, a drudzy zdobywać pewność siebie. Idealnie obrazuje do przykład Karola Kłosa. Nasz środkowy spokojnie dochodził do siebie po trudach sezonu, dzięki czemu na szerokie wody wypłynął Mateusz Bieniek. To dobre w perspektywie kolejnych miesięcy czy lat dla całej reprezentacji. Stephane Antiga nie musi obracać się wokół sześciu czy siedmiu nazwisk, a zbudował szerokie zestawienie czternastu-szesnastu zawodników, z których każdy może wejść na boisko i znacząco nie obniża potencjału drużyny.

Wspomniał pan o medalu turnieju finałowego Ligi Światowej. To cel minimum na Rio de Janeiro?

Na pewno jest on w naszym zasięgu. Oczywiście nie będzie o niego łatwo, bo w turnieju finałowym zagrają same mocne drużyny. Ale nasza kadra zdążyła już pokazać, że potrafi grać i wygrywać z każdym, czy to Brazylią, czy Rosją, czy USA.  Myślę, że w Rio de Janeiro ponownie zaprezentują się z dobrej strony, a przy okazji zdobędą kolejne doświadczenie, które później może zaprocentować we wrześniowym Pucharze Świata czy przyszłorocznych Igrzyskach Olimpijskich. Moim zdaniem to będzie największa korzyść z występu w turnieju finałowym Ligi Światowej.