Polscy siatkarze przegrali w Hoffman Estates pod Chicago z Amerykanami 2:3 w swoim pierwszym wyjazdowym meczu Ligi Światowej. To pierwsza porażka biało-czerwonych, drużyna USA pozostaje niepokonana i jest liderem grupy B. Drugie spotkanie w nocy - początek o 2.10 czasu polskiego.

To był mecz dwóch niepokonanych w tej edycji rozgrywek zespołów, a Amerykanie nie stracili dotychczas nawet punktu. Stawką tego spotkania było pierwsze miejsce w grupie B.

Było to 19. starcie tych dwóch drużyn w ramach Ligi Światowej i po raz dziewiąty górą byli Amerykanie. Było to jednak ich pierwsze zwycięstwo z Polakami w tych rozgrywkach, po trzech z rzędu porażkach. Za to we wrześniowych mistrzostwach globu ekipa Stephane’a Antigi przegrała jedno spotkanie - właśnie ze Stanami Zjednoczonymi. Później mimo wszystko sięgnęła po złoto.

W Hoffman Estates to Polacy mogli czuć się jak u siebie. Trybuny zapełniły się kibicami w biało-czerwonych barwach, a doping było słychać cały czas.

Przed meczem trener polskich siatkarzy przekonywał, że decydująca będzie zagrywka, bo tylko odrzucenie od siatki rywali sprawi, iż ci będą mieli problem z przyjęciem, a później atakiem.

To jednak właśnie serwis w pierwszym secie zawiódł obie drużyny najbardziej. USA, które do tej pory miało aż dziesięć asów na koncie więcej od Polaków, tym razem popełniło aż osiem błędów w tym elemencie. Nie dużo lepsi byli biało-czerwoni. Mistrzowie świata mylili się siedmiokrotnie.

Partia była wyrównana aż do stanu 20:20. Później Polacy wyszli na prowadzenie, zwłaszcza po bardzo dobrej postawie Bartosza Kurka w ataku 24:21. Jednak wówczas stracili dwa punkty z rzędu, po tym jak dobrą zmianę u przeciwników dał David Lee. Ostatecznie to właśnie on zepsuł ostatnią zagrywkę i biało-czerwoni wygrali 25:23.

Wydawało się, że w drugim secie Polacy kontrolują sytuację, zwłaszcza gdy na tablicy wyświetlał się wynik 13:9, czy 16:13. Znany z gdańskiego Lotosu Murphy Troy, mocno odrzucił mistrzów świata od siatki i zrobił się remis po 17. Końcówka tym razem należała do Amerykanów, a ostatni punkt zdobył właśnie Troy - 25:23.

Amerykanie złapali rytm



Tylko na początku trzeciej odsłony spotkania gospodarze dorównywali kroku Polakom. Coraz bardzie rozkręcał się na środku Mateusz Bieniek i biało-czerwoni odskoczyli na 18:13. Zatrzymywany był także Matthew Anderson, a gracze Antigi doskonale radzili sobie w kontrach i wygrali 25:19.

Polacy nie poszli jednak za ciosem. Czwarty set od początku należał do USA i mimo że mistrzowie świata zdołali doprowadzić do remisu 19:19, to w końcówce zadecydował blok. Amerykanie świetnie czytali grę i w decydujących chwilach dwukrotnie zablokowali Kurka. Zwyciężyli 25:22, a o wyniku spotkania musiał zadecydować tie-break. W nim ekipa Antigi nie miała już nic do powiedzenia.

Od samego początku Amerykanie złapali swój rytm, a Polacy wyraźnie opadli z sił. W konsekwencji przegrali 9:15 i w całym meczu 2:3.

To był pierwszy z sześciu wyjazdowych meczów Polaków. Po pobycie w USA podopieczni Antigi udadzą się do Kazania na starcia z Rosjanami, a "sesję wyjazdową" zakończą w Teheranie w rywalizacji z Irańczykami. 

(abs)