​Polska pokonała w Gdańsku Argentynę 3:1 w szóstym występie w tegorocznej edycji Ligi Światowej siatkarzy. To drugie zwycięstwo biało-czerwonych - w piątek wygrali z Argentyną 3:2, a wcześniej dwukrotnie ulegli Brazylii i Francji. Następny mecz drużyna Andrei Anastasiego rozegra w piątek w Katowicach z USA.

W porównaniu do piątkowego spotkania trener Andrea Anastasi dokonał tylko jednej zmiany w pierwszym składzie - na pozycji atakującego zamiast Zbigniewa Bartmana zagrał Jakub Jarosz. Zdecydowanie bardziej radykalny był szkoleniowiec gości Javier Weber, który wymienił aż czterech siatkarzy z wyjściowego zestawienia.

Wydawało się, że coach Argentyńczyków trafił ze składem, bowiem jego drużyna gładko wygrała pierwszego seta 25:18. Poza kilkoma atakami ze środka na początku spotkania biało-czerwonym praktycznie nic nie wychodziło. Nie dość, że gospodarze kiepsko serwowali (oddali w ten sposób trzy punkty), to sami mieli spore problemy z silną zagrywką rywali.

W drugiej partii role się odwróciły. Polacy poprawili zagrywkę, a w ataku świetnie spisywał się Jarosz. Z kolei w zespole gości skuteczność zatracili Ivan Castellani i Cristian Poglajen. Ubiegłoroczni triumfatorzy LŚ poszli za ciosem, ale wygrana w trzecim secie przyszła im zdecydowanie trudniej niż w drugim.

Biało-czerwoni prowadzili już 23:21, niemniej Argentyńczycy zdołali doprowadzić do remisu - najpierw 23:23, a później 24:24. Decydujące piłki należały jednak do ekipy trenera Anastasiego. Najpierw skutecznym atakiem z drugiej linii popisał się Michał Winiarski, a za chwilę Bartosz Kurek obił podwójny blok rywali.

Czwartą partię gospodarze rozpoczęli od prowadzenia 4:0, ale dość szybko roztrwonili tę przewagę, bo po ataku Poglajena był remis 7:7. Chwila słabości biało-czerwonych nie trwała jednak długo. Po czterech kolejnych punktach, w tym dwóch z zagrywki, zdobytych przez Bartmana (świetna zmiana za Jarosza) oraz po trzech atakach z rzędu Winiarskiego zrobiło się 17:9 dla gospodarzy.

Przyjezdni stracili wiarę w końcowy sukces. Ostatni punkt oddali bez walki, bowiem Pablo Bengolea posłał piłkę z zagrywki w aut.

W tabeli grupy Polacy ciągle zajmują piąte miejsce. Prowadzi Bułgaria przed Brazylią i USA.