Polska przegrała z Węgrami 26:30 (10:16) w meczu grupy I drugiej rundy mistrzostw świata piłkarzy ręcznych w Egipcie i straciła szanse na awans do ćwierćfinału. Oprócz Węgrów grę w ósemce turnieju zapewnioną mają także Hiszpanie. Mecz relacjonowaliśmy dla Was na żywo w RMF FM i RMF24.

Polska: Adam Morawski, Mateusz Kornecki - Michał Olejniczak 4, Przemysław Krajewski 4, Patryk Walczak 1, Szymon Sićko 5, Maciej Majdziński, Jan Czuwara, Maciej Pilitowski 1, Arkadiusz Moryto 3, Michał Daszek, Maciej Gębala 3, Rafał Przybylski 1, Dawid Dawydzik, Tomasz Gębala 4, Piotr Chrapkowski.


Węgry: Marton Szekely, Roland Mikler - Adrian Sipos, Bendeguz Boka 2, Bence Nagy, Miklos Rosta 4, Stefan Sunajko, Dominik Mathe 6, Pedro Rodriguez 3, Bence Banhidi 3, Zoltan Szita 2, Gabor Ancsin, Richard Bodo 2, Peter Hornyak, Mate Lekai 8, Egon Hanusz


Zbyt duża liczba niewymuszonych błędów, zwłaszcza w pierwszej połowie, i wyjątkowa niemoc strzelecka w drugim kwadransie gry, zadecydowały o porażce biało-czerwonych.   
Polacy mieli pecha już na początku. Gdy prowadzili 1:0 pierwszego karnego na tym turnieju nie wykorzystał Arkadiusz Moryto - w 17 poprzednich próbach zawsze był górą. Chwilę potem zamiast 2:0 było 1:3.

W 9. minucie po rzucie Przemysława Krajewskiego na tablicy wyników po raz ostatni widniał remis 5:5. Na nic zdały się udane interwencje Adama Morawskiego, skoro jego koledzy w ataku nagminnie gubili piłkę, robili błędy kroków, rzucali lub podawali niecelnie. Węgrzy zazwyczaj bezlitośnie to wykorzystywali.

Decydujący dla końcowego rezultatu okazał się okres między 17. a 27. minutą, kiedy Polacy byli bardzo nieskuteczni i ze stanu 7:9 zrobiło się 8:15.

W ekipie rywali znakomicie grą kierował Mate Lekai, a szczególnie imponująca była jego współpraca z obrotowymi. Biało-czerwoni próbowali temu zapobiec, ale dopiero w drugiej połowie widać było pewną poprawę w poczynaniach defensywnych.

Jeszcze przed przerwą trener Patryk Rombel zaskoczył rywala taktyką - często wycofywał bramkarza i jego zespół długo grał w ataku siedmiu na sześciu zawodników. Ten manewr częściej zaczął stosować po zmianie stron. To przyniosło tylko częściowo zamierzony efekt - co prawda Polacy jakby łatwiej zaczęli zdobywać bramki, ale w odpowiedzi Węgrzy nadal punktowali.
Skuteczność biało-czerwonych w ataku także po przerwie pozostawiała wiele do życzenia, a to, że przewaga rywala nie rosła, zawdzięczają w dużej mierze udanym interwencjom ich kolejnego bramkarza Mateusza Korneckiego, który momentami "trzymał wynik". Jego koledzy wyrabiali sobie znakomite pozycje strzeleckie, ale zawodzili przy rzutach, które były niecelne, bądź obijały golkipera rywali.

Przewaga Węgrów chwilami dochodziła do ośmiu trafień i dopiero w końcówce Polakom udało się odrobić chociaż część strat.

Na zakończenie rywalizacji w tej fazie turnieju biało-czerwoni w poniedziałek zmierzą się z Niemcami (20.30).
Do ćwierćfinału (27 stycznia) awansują po dwie najlepsze ekipy z czterech sześciozespołowych grup. Zespoły z "polskiej" grupy zmierzą się z ekipami z grupy III, w której występują: sześciokrotny złoty medalista mundialu Francja oraz Norwegia, Szwajcaria, Portugalia, Islandia i Algieria.