Polscy piłkarze ręczni meczem z Białorusią rozpoczną zmagania w drugiej rundzie mistrzostw Europy w Danii. Pojedynek w Aarhus rozpocznie się o godz. 15.45. Organizatorzy ponownie spodziewają się najazdu kibiców biało-czerwonych.

To zespół, któremu nie można odmówić waleczności. Każdy zawodnik gryzie parkiet i mają swojego lidera - ocenił rywala obrotowy Kamil Syprzak.

Tym liderem jest urodzony w Mińsku 32-letni Siarhiej Rutenka. Rozgrywający Barcelony reprezentował już barwy trzech krajów: Słowenii, Hiszpanii i od 2011 roku Białorusi. Stąd m.in. wynikają problemy z ciągle zmieniającą się pisownią jego imienia.

Będziemy grać swoje, a nie specjalnie skupiać się na panu Rutence. On nie jest całym zespołem. Oczywiście będziemy na niego zwracać szczególną uwagę, ale głupotą byłoby skupiać się tylko na nim. Będziemy prowadzić otwartą grę przeciwko całej białoruskiej drużynie, która ma także innych znakomitych graczy
- zapewnił z kolei niemiecki selekcjoner polskiej drużyny narodowej Michael Biegler.

Biało-czerwoni przystąpią do drugiej fazy z dorobkiem dwóch punktów, za zwycięstwo nad Rosją. Białorusini mają zerowy dorobek, gdyż ulegli Szwedom i Chorwatom, którzy z ich grupy awansowali do głównej rundy ME.

Po potyczce polsko-białoruskiej o godz. 18 na boisko wyjdą ekipy Szwecji i Rosji, a niedzielne zmagania o 20.15 zakończy hit dnia - spotkanie Francji z Chorwacją, czyli pojedynek mistrza olimpijskiego z brązowym medalistą igrzysk w Londynie.

Na mecze rundy głównej w Aarhus, według danych organizatorów, nie wszystkie bilety zostały sprzedane. Hala NRGi Arena, podczas ME może pomieścić 4,7 tys. widzów, ale część trybun zajmują dziennikarze, goście i działacze. Cena wejściówki na jeden dzień, czyli trzy mecze, waha się od 350 do 550 duńskich koron (ok. 190-300 zł).

(jad)