Zakończyła się sprawa trzech Hiszpanów nurkujących w pobliżu Naftopolu. Mężczyzn, którzy podawali się za poławiaczy bursztynów, obciążono symboliczną karą 3 tys. złotych. Jak ustaliła "Rzeczpospolita" - nie poniosą oni żadnych innych konsekwencji.

W połowie stycznia bieżącego roku trzech mężczyzn zostało uratowanych przez Morską Służbę Poszukiwania i Ratownictwa SAR na terenie Zatoki Gdańskiej, w pobliżu Naftopolu. Płetwonurkowie tłumaczyli, że udali się tam w poszukiwaniu bursztynu. Wątpliwości wzbudziło jednak to, że nurkowali w bardzo trudnych warunkach, nocą, w pobliżu infrastruktury krytycznej. Podróżowali niezarejestrowaną łodzią i mieli przy sobie dron morski.

Mężczyźni nie zostali zatrzymali, chociaż historia o poszukiwaniu bursztynów w czasie sztormu wydawała się niewiarygodna, a ponadto dwóch z podających się za Hiszpanów mężczyzn nie miało przy sobie żadnych dokumentów.

Niemal natychmiast pojawiły się podejrzenia, że hiszpańscy płetwonurkowie są w rzeczywistości rosyjskimi szpiegami, a na polskie służby wywiadowcze posypały się gromy na przeoczenie tak poważnej sprawy w obliczu trwającej w Ukrainie wojny.

Chociaż sprawa została nagłośniona przez media, nie trafiła do prokuratury. Jak ustaliła "Rzeczpospolita", zachowanie mężczyzn nie podlega pod żaden paragraf.

Jedyne konsekwencje, jakie poniosą nurkowie, to kara pieniężna w wysokości 3 tys. złotych wymierzona kierującemu łodzią przez Urząd Morski w Gdyni.

Międzynarodowa operacja specjalna

Rozmówcy "Rzeczypospolitej" twierdzą jednak, że sprawa ta ma międzynarodowy wymiar. Miała być częścią operacji specjalnej wymierzonej w przemytników narkotyków z Ameryki Południowej.

Tak więc akcja nurków nie byłaby ani działalnością szpiegowską, ani atakiem na polską infrastrukturę krytyczną. Ich ruchy miały być od dawna monitorowane przez służby specjalne.