„Nie poszedłem tam z zamiarem zabicia” – mówił przed Sądem Okręgowym w Częstochowie Tomasz J., mężczyzna oskarżony o zabicie ks. Grzegorza Dymka - proboszcza parafii Najświętszej Maryi Panny Fatimskiej w Kłobucku. Dziś ruszy proces ws. tej zbrodni. Tomaszowi J. grozi nawet dożywotnie więzienie.

  • Tomasz J., oskarżony o zabójstwo księdza Grzegorza Dymka z Kłobucka, stwierdził w częstochowskim sądzie, że nie chciał nikogo skrzywdzić. Jak tłumaczył, motywem jego działań była chęć zdobycia pieniędzy z powodu problemów finansowych.
  • Napad na księdza miał miejsce na plebanii. Duchowny został skrępowany i uduszony taśmą.
  • Biegli stwierdzili, że Tomasz J. był poczytalny w chwili popełnienia przestępstwa, a w czasie obserwacji próbował symulować chorobę psychiczną, by uniknąć odpowiedzialności.
  • Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej rmf24.pl

"Nie mogę z tym żyć"

W życiu bym nikogo nie skrzywdził, nawet zwierzęcia, a co dopiero drugiego człowieka - przekonywał po odczytaniu przez prokuratora zarzutów Tomasz J.

Bardzo przepraszam, wiem, że te słowa nic nie znaczą. Jest mi bardzo przykro, bardzo. Cały czas myślę o samobójstwie, bo nie mogę z tym żyć. W sercu mam pustkę i żal - dodał oskarżony, zwracając się do bliskich ks. Dymka.

Mężczyzna tłumaczył, że zaplanował kradzież, bo miesiąc wcześniej usłyszał, jak dwie panie w sklepie mówiły, że duchowny ma dużo pieniędzy i sejf. Wyjaśnił, że motywem jego działania były problemy finansowe.

Myślałem, że ksiądz się wystraszy, da mi te pieniądze - relacjonował Tomasz J. Z jego relacji wynika, że gdy wszedł na teren plebanii, doszło do szarpaniny i obaj z księdzem upadli.

Napastnik założył na ręce proboszcza trytytki. Użył też taśmy, która owinął głowę kapłana. Kiedy usłyszał głosy przy budynku plebanii, postanowił uciekać.

Tomasz J. był przed sądem pytany m.in. o wykonywaną w przeszłości pracę. Przekazał, że przez półtora roku w policji odbywał zastępczą służbę wojskową.

"Nie możemy powiedzieć, że wybaczymy"

Na poniedziałkowej rozprawie sąd przesłuchał m.in. braci zabitego księdza, którzy mają w procesie status oskarżycieli posiłkowych.

Mój brat został zamordowany, zamęczony (...) To bestialski napad - powiedział dziennikarzom jeszcze przed rozpoczęciem procesu Andrzej Dymek - jeden z braci zabitego księdza. Przypomniał, że jego brat był powszechnie szanowany i ceniony w lokalnej społeczności. Podkreślił, że śmierć ks. Dymka była traumą dla całej rodziny.

Brat opiekował się mamą, która jest niepełnosprawna. Nie mogła zostać na plebanii, musieliśmy ją zabrać, zorganizować jej nowe życie - opisał.

Nie możemy powiedzieć, że wybaczymy. Jaka kara? Ja bym się spodziewał najcięższej, jaka tylko jest możliwa w Polsce - dodał drugi brat księdza, Przemysław. 

Jeszcze przed odczytaniem aktu oskarżenia ważyła się sprawa wyłączenia jawności procesu. Chciała tego zarówno obrona, jak i oskarżyciele. Sąd jednak się na to nie zgodził.

Duchowny został uduszony

Do zabójstwa ks. Grzegorza Dymka doszło 13 lutego w garażu plebanii przy ul. Kochanowskiego w Kłobucku. Policjanci dostali sygnał, że słychać stamtąd wołanie o pomoc i odgłosy walki.

Gdy funkcjonariusze przyjechali na miejsce, zauważyli mężczyznę w kominiarce, który przeskoczył przez płot i wsiadł do samochodu. Udało im się go zatrzymać. Jak relacjonuje częstochowska prokuratura, znaleźli przy nim m.in. kominiarkę, sekator i przedmiot przypominający broń palną.

Ksiądz leżał na podłodze garażu. Miał skrępowane ręce. Napastnik owinął jego usta i nos taśmą streczową. 

Lekarz stwierdził zgon duchownego. Sekcja zwłok wykazała, że ksiądz został uduszony.

Prokuratura przedstawiła Tomaszowi J. zarzut zabójstwa duchownego i usiłowania rozboju na jego szkodę. Podczas śledztwa Tomasz J. przyznał się do zarzucanej mu zbrodni i odmówił złożenia wyjaśnień.

Biegli: Zabójca próbował symulować zaburzenia

Po przeprowadzonej obserwacji Tomasza J. biegli lekarze wydali opinię sądowo-psychiatryczną, z której wynika, że mężczyzna był w chwili popełnienia zarzucanego mu przestępstwa poczytalny i może zostać pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Biegli w opinii stwierdzili także, że w czasie obserwacji podejrzany próbował symulować objawy zaburzeń psychicznych.

Tomasz J. nie był wcześniej karany, teraz grozi mu od 15 do 30 lat więzienia albo dożywocie.