To okrągły jubileusz funkcjonowania lubelskich trolejbusów. Dokładnie 70 lat temu - 21 lipca 1953 roku na ulice miasta wyjechał pierwszy pojazd na "szelkach". Były to 4 trolejbusy radzieckiej konstrukcji, które trafiły jeszcze w 1945 roku do Polski jako dar przyjaźni polsko-radzieckiej. Radziecka myśl techniczna i tabor dominowały w latach 70-do początku 90-tych. Cechą charakterystyczną takich pojazdów były ciągle spadające pałąki...

Trolejbusy, "trajlusie" czy "trajtki" są w Lublinie elementem kultowym tworzącym niepowtarzalny klimat miasta. Lublin jest jednym z trzech miast w Polsce, w których nadal jeżdżą - do tego z największą i wciąż rozbudowywaną siecią.

Pamiętam tłok i spadające szelki. To najgorsze co mogło być, jak ktoś się spieszył do szkoły - wspomina ponad 60-letnia pasażerka. Najgorszy był skręt z Fabrycznej - to się kiedyś nazywało w Armii Czerwonej - w Łęczyńską. To skrzyżowanie.  Jak już tam spadły, to był naprawdę paraliż - opowiada.

Inny mieszkaniec Lublina opowiada o pojawieniu się trolejbusów w Lublinie. Miał wówczas 5 lat. 

Pamiętam jeszcze takie czasy, gdzie był śmigus-dyngus. Jak nie było tak bardzo kogo tą wodą poczęstować, to niektórzy zdejmowali pałki na skrzyżowaniu Lipowej i Krakowskiego Przedmieścia unieruchamiając trolejbus. Pani konduktorka musiała wyjść, żeby pałki podłączyć i wtedy tam kilku chłopców wpadło do środka i śmigus-dyngus był udany - opowiada starszy mieszkaniec. 

W tym miejscu ze względu na ostry zakręt i zwrotnice trolejbus jechał z prędkością 5 km/h, więc nie było problemu, żeby od tyłu podbiec do niego i pociągnąć za sznurek od pałąków. Te natychmiast spadały.

To było jedno z najgorszych miejsc w codziennej jeździe - wspomina kierowca trolejbusów lubelskiego MPK Robert Radkowski. Zaczął pracę w 1992 i jeszcze jeździł na trolejbusie radzieckiej konstrukcji.

Tam spadające odbieraki prądu potrafiły tak wystrzelić, że aż uderzały o znajdujący się praktycznie na rogu ulicy budynek Sądu Rejonowego. Specjalnie zamontowali siatkę na oknach, żeby je ochronić. Tak sprężynowały i w niekontrolowany sposób wystrzeliwały, że mogły wybić szybę - wspomina kierowca.

Jak żartuje pracownik MPK, to specyfika radzieckiej myśli technicznej. Dla kierowców to była loteria, kiedy pałąki spadną zwłaszcza w kilku newralgicznych punktach. Niezależnie czy ktoś jeździł 10 lat, czy miesiąc - dodaje Robert Radkowski.

Inni wspominają z kolei, że gdy zabrakło prądu w mieście, komunikacja miejska stawała nawet na kilka godzin. 

Teraz wszystkie lubelskie trolejbusy mają alternatywny napęd - w większości akumulatorowy. Tylko w kilku pojazdach znajdują się generatory spalinowe. Pałąki już nie spadają. Komfort jazdy jest zdecydowanie inny, niż w radzieckich trolejbusach. Pytani Lublinianie nie wyobrażają sobie bez trolejbusów miasta. Koziołek i trolejbus to znaki rozpoznawcze miasta - przyznają.

Aktualnie lubelska flota trolejbusowa składa się ze 100 trolejbusów oraz ponad 70 km trakcji.