"Nie czuję satysfakcji z tego wyroku. Podejrzewam, że to nie będzie koniec" - tak decyzję sądu w sprawie wypadku z udziałem byłej premier Beaty Szydło skomentował Sebastian Kościelnik. Mężczyzna podkreślił, że już drugi raz sąd wskazał na część odpowiedzialności innych uczestników ruchu, ale w tej sprawie nic się nie wydarzyło. "I podejrzewam, że nic się nie wydarzy" - zaznaczył. Do wypadku rządowej kolumny doszło 10 lutego 2017 roku.

Sąd warunkowo umorzył postępowanie na jeden rok, czyli w apelacji podtrzymał wyrok wydany wcześniej przez sąd w Oświęcimiu.

Kościelnik przekazał, że przez ostatnie sześć lat jego życia było podporządkowanie procesowi. Każdą decyzję, jaką podejmowałem, musiałem podejmować z myślą, że gdzieś w przyszłości jest termin rozprawy - mówił.

Mężczyzna zaznaczył, że będzie szukał innych dróg prawnych dojścia do "satysfakcji, której od sześciu lat się domaga".

Pozytywnie ocenił decyzję sądu, który kosztami postępowania obciążył skarb państwa. Mogą być one naprawdę ogromne. Do tej pory nie poznaliśmy (wysokości) całej tej kwoty. Powątpiewam, czy byłbym w stanie spłacić to do końca życia - powiedział Sebastian Kościelnik.

Sebastian Kościelnik pytany przez dziennikarzy, czy zgodnie z sugestiami prokuratury przeprosi Beatę Szydło, powiedział: To trudne pytanie, ale odpowiedź będzie prosta: nie widzę takiej potrzeby.

Wyrok skomentował też obrońca Kościelnika. Dla mnie istotne jest to, że sąd podkreślił wyraźnie, że funkcjonariusz BOR-u jest współodpowiedzialny za to zdarzenie. Oczekuję z niecierpliwością i wytęsknieniem, czy prokuratura będzie z tego ustalenia wyciągać jakieś wnioski czy nie - mówił Władysław Pociej i zaznaczył, że jego zdaniem powinno zostać wszczęte postępowanie w zakresie sprawstwa funkcjonariusza BOR. Nie ma aktu oskarżenia za przyczynienie się do zdarzenia. Przyczynienie się jest formą sprawstwa, a zatem skoro za to zdarzenie ma odpowiadać nie tylko mój klient, to winien odpowiadać również funkcjonariusz BOR-u.

Mecenas Pociej podkreślił, że najbardziej bulwersujący był początek postępowania. Bezzasadne zatrzymanie mojego klienta, przesłuchiwanie go w warunkach uwłaczających normalnym warunkom prowadzenia przesłuchania sprawcy wypadku komunikacyjnego. Tego rodzaju zaszłości legły cieniem na całym postępowaniu - powiedział.

Dopytywany o sprawę uszkodzonych płyt zawierających dowody w sprawie, mówił: W moim przekonaniu to nadal budzi wątpliwości. Nie dane było nam wyjaśnić tych okoliczności w związku z kolejnymi decyzjami prokuratury umarzającej postępowanie ostatecznie w zakresie uszkodzenia dowodów. Ja nie twierdzę, że owa uszkodzona płyta CD zawierała dowód, który mógłby mieć kardynalne znaczenie w tej sprawie, ale być może tak było.

Na temat wyroku wypowiedział się też prokurator Rafał Babiński. Oczekiwałem sprawiedliwego rozstrzygnięcia i myślę, że takie zapadło - powiedział po ogłoszeniu wyroku prok. Rafał Babiński. Gdyby ten wyrok zapadł pięć lat temu, wtedy kiedy skierowaliśmy taki wniosek z dokładnie takim opisem czynu, mógłbym powiedzieć, że jest OK - mówił.

Prokurator podkreślił, że sąd przyjął jedną z dwóch wersji zaprezentowanych przez biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych, tą korzystniejszą dla oskarżonego.