Krakowski sąd wydał wyrok na narodowców oskarżonych o kierowanie gróźb wobec europarlamentarzystów. Chodzi o demonstrację zorganizowaną w 2017 r. w Katowicach, której uczestnicy zawiesili na symbolicznych szubienicach zdjęcia sześciorga polityków. Prowadzący pikietę Jerzy J. z Ruchu Narodowego oraz Jacek L. zostali uznani za winnych i każdy z nich ma zapłacić po 9 tys. zł. Pozostałych pięcioro oskarżonych sąd uniewinnił.

Wyrok jest nieprawomocny. Zapadł po ponad 5,5 roku od demonstracji "Stop współczesnej Targowicy". Była on formą protestu przeciwko decyzji europarlamentarzystów, którzy zagłosowali za rezolucją Parlamentu Europejskiego ws. praworządności w Polsce. Jej uczestnicy na szubienicach zawiesili zdjęcia Danuty Jazłowieckiej, Danuty Hübner, Barbary Kudryckiej, Julii Pitery, Róży Thun i Michała Boni. 

Prokuratura, która prowadziła śledztwo w tej sprawie pod kątem stosowania gróźb bezprawnych z powodu przynależności politycznej, dwukrotnie je umorzyła, nie dopatrując się przestępstwa i podkreślając, że wydarzenia na pl. Sejmu Śląskiego były inscenizacją. 

Prokuratura uzasadniała, że krytyka polityków wiązała się ze sposobem głosowania, a nie z przynależnością polityczną europosłów i żaden z uczestników manifestacji nie kierował wobec polityków gróźb i nie nawoływał do popełnienia przestępstwa ani nie wypowiadał się personalnie na ich temat.

W połowie lutego 2021 roku pełnomocnik europosłów przesłał do Sądu Okręgowego w Katowicach subsydiarny akt oskarżenia przeciwko organizatorom i uczestnikom demonstracji. Na wniosek jednego z sędziów Sąd Najwyższy zdecydował, że sprawę rozpozna sąd w Krakowie.

Krakowski sąd wydał wyrok. Grzywna dla narodowców

Dziś sąd uznał, że organizator demonstracji Jerzy J.  oraz Jacek L. są winni stosowania gróźb karalnych i wymierzył każdemu z nich po 9 tys. złotych grzywny. Pozostała piątka oskarżonych: Beata B., Rafał B., Jakub K., Dariusz N. i Cezary M. została uniewinniona.

Sąd uznał, że samo przeprowadzenie happeningu z wykorzystaniem rekwizytów w postaci atrap szubienic wraz z umieszczeniem na nich portretów polityków, jako forma wizualnego przekazu negatywnej oceny ich działalności poprzez nawiązanie do Targowicy mieści się w granicach debaty publicznej, ale niewątpliwie wpisuje się w brutalizację języka tej debaty.

Według sądu dwóch uczestników tej demonstracji Jacek L. i Jerzy J. wykorzystało happening do wypowiedzenia - nieuzgadnianych z innymi uczestnikami demonstracji - gróźb wobec polityków, a w swoich wypowiedziach nie tylko ich krytykowali, ale też wprost nawiązali do konsekwencji, jakie mogą spotkać europarlamentarzystów, zestawiając je z losem, jaki spotkał targowiczan. 

W uzasadnieniu wyroku wskazano, że słowa "nawet gdy Szyszko wytnie wszystkie drzewa w Polsce, szubienic dla zdrajców nie braknie" zostały użyte jako groźby bezprawne wobec osób, których portrety się tam pojawiły.

"Taki sposób krytyki zmierzający do wywołania strachu w politykach za pomocą groźby pozbawienia życia, zdecydowanie wykracza poza wykonywanie konstytucjnego prawa do wolności słowa"  - orzekł sąd.

Jednocześnie  uznano, że grzywna jest karą wystarczającą, ze względu na oddziaływanie prewencyjne i powinna stanowić dla każdego z oskarżonych ostrzeżenie przed przekraczaniem dopuszczalnych granic w debacie publicznej.         

Kara ma wydźwięk społeczny

Reprezentujący europosłów adwokat Józef Marcinkiewicz mówił dziennikarzom, że sąd zasadnie rozstrzygnął wobec dwóch głównych oskarżonych, którzy organizowali demonstrację. Sąd wyraźnie wskazał, że to te osoby odegrały główną rolę. Ale w mojej ocenie, nie doszłoby do tego, gdyby nie aktywny udział pozostałych oskarżonych, którzy zostali uniewinnieni - mówił Marcinkiewicz. To zapewne będzie przedmiotem naszej apelacji - zapowiedział.     

Podkreślił, że należy docenić doniosłość orzeczenia sądu, który uznał, że zachowania, których dopuścili się główni oskarżeni nie mogą być aprobowane i uznane za nic nieznaczący happening, jak twierdziła prokuratura. Było to ewidentne kierowanie gróźb karalnych - podkreślił Marcinkiewicz. Dodał, że w postępowaniu przez prokuraturą przez trzy lata prokurator nie dostrzegał jakiegokolwiek zawinienia u kogokolwiek i zachowania przestępczego głównych oskarżonych i nie widział potrzeby ich ścigania.

Zdaniem sądu było to zupełnie co innego. Sąd zasadnie napiętnował oskarżonych uznanych za winnych i wymierzył karę. Ma to wydźwięk społeczny, to jeden z pierwszych wyroków, który stawia tamę takim zachowaniom. To są groźby karalne - powiedział Marcinkiewicz.          

Opracowanie: