"W 2020 roku będzie się można do mnie zwracać "Panie Prezydencie" - mówi Janusz Piechociński w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". Zapytany naprzeciw kogo może stanąć w tych wyborach wymienia Donalda Tuska i ocenia, że może to być interesujące starcie.

Nadchodzące wybory parlamentarne, to według Piechocińskiego "ostatni dzwonek dla Jarosława Kaczyńskiego. Albo zostanie on premierem na jesieni, albo nigdy. 12 lat poza strukturami władzy dla tak ambitnej - a ostatnio chorobliwie ambitnej - w parciu na władzę partii, to bardzo dużo" - ocenia prezes PSL.

Dla Piechocińskiego ideałem byłaby wielka koalicja PSL-PiS-PO, "z PSL na czele dla uspokojenia nerwów i przywrócenia rozsądku w polityce".

Rząd z Kukizem byłby rządem polskiego koncertu retro muzyki lat 80. i 90. Nie sądzę, że taki gabinet powstanie. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że jeżeli pan Kukiz i jego zespół wykażą się zdolnościami organizacyjnymi, zbudują listy, to będą mieli znaczenie w Sejmie. Pan Kukiz wnosi ze sobą element buntu, niechęci do świata partyjnego i dotychczasowego establishmentu. Mam problem ze zdefiniowaniem tych poglądów. Rozmawiałem z wieloma ludźmi, którzy głosowali na Kukiza, a którzy nie należą do pokolenia 20- i 30-latków, i oni mówili, że musieli w jakiś sposób wyrazić protest. Ale na pytanie: "A co po proteście?", nie umieli odpowiedzieć. Dlatego trudno zdefiniować poglądy pana Kukiza, w jego wypowiedziach jest wiele sprzeczności - twierdzi Piechociński w rozmowie z "Rzeczpospolitą". 

W ujawnionej przez "Do Rzeczy" rozmowie Elżbiety Bieńkowskiej z Pawłem Wojtunikiem ówczesna wicepremier narzeka na wieloletnie zaniedbania w górnictwie. Mówi, że polityka Niemiec, które oficjalnie naciskały na wycofanie się z energii produkowanej z węgla, uderzyła w polski rynek i nie ma dobrego pomysłu, jak z tego wyjść.

(ug)