Niekonwencjonalny socjaldemokrata o niewyparzonym języku, Peer Steinbrueck, miał być cudowną bronią SPD przeciwko Angeli Merkel w pojedynku o fotel kanclerza. Po serii żenujących gaf nawet on sam nie wierzy już w zwycięstwo w wyborach do Bundestagu.

Przy okazji swej nominacji na kandydata SPD na kanclerza 1 października w Berlinie Steinbrueck obiecywał, że jego kampania będzie porywająca i pełna humoru. Ze mną nie można się nudzić - zapewniał 66-letni polityk, znany z ciętego humoru, ironicznych uwag i mówienia prosto z mostu o problemach trapiących obywateli Niemiec.

Steinbrueck jest konsekwentny, posiada zdolność do szybkiej oceny, ma zapał i wiedzę ekonomiczną, której brakuje Merkel  - wylicza zalety kandydata były kanclerz Helmut Schmidt.

Po upływie roku, na finiszu kampanii wyborczej Steinbrueck nadal powtarza, że chce zostać kanclerzem koalicyjnego rządu SPD i partii Zielonych, jednak nawet on sam nie wierzy już w zwycięstwo nad Merkel. Z przecieków do mediów wynika, że kierownictwo SPD przygotowuje się do rozmów o utworzeniu koalicji z partiami chadeckimi CDU/CSU, jeżeli po 22 września niemożliwa okaże się kontynuacja obecnej koalicji chrześcijańskich demokratów Merkel z liberalną FDP. Tylko "wielka koalicja" mogłaby uchronić SPD przed spędzeniem kolejnych czterech lat w ławach opozycyjnych.

"Cudowna broń" zawiodła, ponieważ Steinbrueck nie ustrzegł się serii kompromitujących wpadek, które odbiły się niekorzystnie na jego wiarygodności już w początkowej fazie przedwyborczej walki.

Wkrótce po nominacji okazało się, że jako szeregowy poseł SPD Steinbrueck zarabiał w minionych latach krocie dzięki wykładom na zaproszenie banków, firm ubezpieczeniowych, wielkich koncernów i instytucji samorządowych, kasując za jeden wieczór honoraria w wysokości nierzadko 20 tys. euro. W dodatku polityk długo wzbraniał się przed opublikowaniem listy z zarobkami z tego tytułu, ustępując dopiero po osobistej interwencji szefa SPD Sigmara Gabriela.

Na jednym ze spotkań z wyborcami Steinbrueck oświadczył, że nie pija wina kosztującego mniej niż 5 euro - opinia wyjątkowo kontrowersyjna wobec faktu, iż SPD walczy o głosy wyborców gorzej sytuowanych, żyjących często z wynoszącego kilkaset euro miesięcznie zasiłku.

Po sukcesie wyborczym Silvio Berlusconiego i Beppe Grillo kandydat SPD oświadczył, że we Włoszech zwyciężyło dwóch klaunów.  Szalę goryczy przelało zdjęcie opublikowane na łamach "Sueddeutsche Zeitung", przedstawiające Steinbruecka  z demonstracyjnie wyciągniętym środkowym palcem dłoni - gest powszechnie uznawany za obraźliwy. Chciałem zademonstrować dezaprobatę dla nagonki mediów przeciwko mnie - tłumaczył polityk.

Większość komentatorów uznało, że kandydat SPD zdyskwalifikował się tym gestem. Tygodnik "Der Spiegel" napisał, że Steinbrueckowi brak jest cech charakteru wymaganych na takim stanowisko. "Wyszedł z niego nieokrzesany proletariusz" - ocenił "Der Spiegel", dodając, że polityk SPD nie potrafi się opanować, jest agresywny i zakochany w sobie.

Na wiecach Steinbrueck broni lewicowego programu sprawiedliwości społecznej. Uzasadnia konieczność podwyższenia podatków, wprowadzenia płacy minimalnej we wszystkich sektorach gospodarki, zrównania płac kobiet i mężczyzn, większej kontroli banków. Wyborcy pamiętają jednak, że do niedawna był zwolennikiem reform wdrożonych w zeszłej dekadzie przez ówczesnego kanclerza kanclerza Gerharda Schroedera. Ten program (Agenda 2010) doprowadził do ograniczenia świadczeń socjalnych, zliberalizowania rynku pracy i podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat.

Krytycy zarzucają Steinbrueckowi, że jest technokratą z dużym doświadczeniem w administracji, lecz nie potrafiącym porwać i przekonać ludzi.
(j.)