Bardzo niska była frekwencja w prawobrzeżnej części Sandomierza - tej, która jeszcze niedawno znajdowała się pod wodą. Zagłosowało tam zaledwie ponad 30 procent wyborców. Szanse na większe zainteresowanie wyborców w drugiej turze są nikłe, bo Sandomierz wciąż żyje powodzią. Poza tym - jak donosi nasz reporter Maciej Grzyb - ani Komorowski, ani Kaczyński nie są dla powodzian wymarzonymi kandydatami.

Najchętniej poszkodowani przez żywioł Polacy oddaliby swój głos na kogoś, kto zrozumie ich problemy, ale - co ciekawe - to nie powinna być osoba mieszkająca na zalanych w powodzi terenach. Najlepszy kandydat to mężczyzna, twardo stąpający po ziemi. Młody, trzeba postawić na młodzież - dodają mieszkańcy Sandomierza w rozmowie z Maciejem Grzybem.

A ponieważ żaden z kandydatów, którzy powalczą w drugiej turze wyborów, nie pasuje powodzianom do wizerunku kandydata idealnego, frekwencja za dwa tygodnie może być w Sandomierzu równie niska, co wczoraj.

Poszkodowani przez powódź uważają ponadto, że głosowanie powinno odbyć się w późniejszym terminie. Krytykują też rządową pomoc. Pan premier obiecał 12 tysięcy, dał po 6 tysięcy. To jest pryszcz, to jest kropla w morzu potrzeb, to śmieszne. My żyjemy powodzią i myślimy, że ktoś sobie o nas przypomni - powiedziała naszemu reporterowi właścicielka kompletnie zniszczonego domu w prawobrzeżnej części Sandomierza.

Nasz reporter odwiedził w Sandomierzu wyjątkową - bo przeniesioną z powodu powodzi ze szkoły do przedszkola - obwodową komisję wyborczą numer 2. Tam wygrał Jarosław Kaczyński przed Bronisławem Komorowskim.