Trzysta czerwonych jabłek rozdał dziś Grzegorz Napieralski pracownikom dawnej Huty im. T. Sendzimira w Krakowie. Przed zakładem pojawił się już o 5:30 rano. Chciałem porozmawiać z pracownikami, ale przede wszystkim chciałem im dać jabłuszko na lepszy dzień - mówił kandydat na prezydenta dziennikarzom. Jabłka zapakował w papierowe torebki z napisem "Grzegorz Napieralski prezydentem".

Obdarowywani w większości przyjmowali jabłka z uśmiechem, a niektórzy zaskoczeni przechodzili obok. Zdarzały się jednak i odmowy. Mowy nie ma - stwierdził pewien mężczyzna. Jabłko wziąłem, ale nie będę głosował na tego kandydata - powiedział dziennikarzom inny. Ta kampania jest lepsza, inni jabłek nie dają - zażartował kolejny.

Dzień wcześniej o świcie Napieralski był przed fabryką w Tychach, zaniepokojony - jak twierdzi - problemem z przeniesieniem produkcji jednego z modeli samochodów. Dlatego pojawiam się w takich miejscach, żeby zwracać uwagę na ten problem. Wierzę, że polski rząd akurat tam w Tychach zaangażuje się w to, że ta produkcja nie zostanie przeniesiona i miejsca pracy zostaną uratowane - mówił Napieralski.

"Dziwię się, że politycy nie potrafią rozmawiać"

Napieralski odniósł się też do sporu pomiędzy swoimi kontrkandydatami - Bronisławem Komorowskim i Jarosławem Kaczyńskim. Wczoraj komitet wyborczy kandydata PO złożył pozew w trybie wyborczym przeciwko Kaczyńskiemu za słowa o tym, że Komorowski popiera pomysł prywatyzacji służby zdrowia. Dziwię się, że politycy nie potrafią rozmawiać, tylko się pozywają do sądu - skomentował tą sytuację kandydat SLD. Ewidentnie widać, że od ostatnich dwóch tygodni dochodzi do takiego bardzo mocnego sporu między PiS-em a Platformą. Nie jest to nawet spór merytoryczny, a bardziej emocjonalny, bardziej taki wojenny - stwierdził.

Ale to nie mój problem - dodał.