W Rzeszowie od początku wojny liczba mieszkańców zwiększyła się o jedną piątą - szacuje prezydent tego miasta Konrad Fijołek. Według niego w stolicy Podkarpacia osiedliło się do 40 tysięcy ludzi - głównie cudzoziemców. Dzień przed rocznicą rozpoczęcia rosyjskiej agresji na Ukrainę sprawdzamy, jak wojna zmieniła życie w tym mieście, a także w podrzeszowskiej Jasionce.

Od początku wojny w Ukrainie liczba mieszkańców Rzeszowa zwiększyła się o jedną piątą - twierdzi prezydent miasta. Według niego w stolicy Podkarpacia osiedliło się do 40 tysięcy ludzi - głównie cudzoziemców. Jak podkreśla prezydent Rzeszowa, tak gwałtowny wzrost liczby mieszkańców w ciągu roku to wyzwania związane choćby z infrastrukturą, m.in. z działaniem transportu publicznego, budową nowych dróg, placówek edukacyjnych, powierzchni halowych i biurowych.

Konrad Fijołek zwraca też uwagę na to, że coraz trudniej jest wynająć mieszkanie w RzeszowieNie ma wolnych mieszkań do wynajęcia - przyznaje prezydent. Jesteśmy na granicy pojemności, możliwości przyjęcia nowych ludzi - mówi.

"Rzeszów po wojnie będzie zupełnie innym miastem"

Prezydent Rzeszowa przyznaje, że choć brzmi to tragicznie, to jego miasto korzysta na wojnie w UkrainieJest wiele wymiarów korzyści. Jednym jest chociażby to, że staliśmy się międzynarodowym miastem. To jest nieprawdopodobny kapitał na przyszłość, bo będziemy mieli okazję uczestniczyć w międzynarodowych projektach, stać się miastem o zupełnie innym charakterze - mówi Fijołek. 

Cała branża hotelarstwa odżyła. Są tutaj przedsiębiorcy, którzy opowiadają, że do tej pory prowadzili hotele i jeszcze ani roku nie mieli na plus, a teraz odrabiają masowo straty. Są przedsiębiorcy, którzy prowadzą lokale gastronomiczne, którzy mówią, że gdyby nie to, co się dzieje, gdyby nie wojna, to przy rosnących kosztach prądu, energii, pewnie by padli. A dzięki temu nie dość, że nie padli, to bardzo dobrze prosperują - wylicza prezydent.

Śmiejemy się, że steki pojawiły się we wszystkich restauracjach. Mamy przedsiębiorców - na przykład niech to będzie siłownia - gdzie podjeżdżają nagle dwa autokary z amerykańskimi żołnierzami. Ćwiczą i są stałymi klientami tej siłowni - mówi. Zdarzają się przedsiębiorcy, u których zamawiane są towary na rzecz żołnierzy czy instytucji. Mówią, że jeszcze w życiu takiego rachunku nie wystawili. Tak wysokiego. Rzeczywiście to jest prosperity. Zatem Rzeszów na tym korzysta - przyznaje samorządowiec. Trochę gorzej może być z regionem, bo nie wszyscy chcą przyjechać do hoteli w tej części bliżej granicy, bo się boją, czy jest bezpiecznie - dodaje.

Krzysztof Zasada pytał prezydenta Rzeszowa, czy jego zdaniem miasto zmieni się po wojnie. Powtarzam to bardzo wyraźnie także swoim mieszkańcom. To będzie już zupełnie inne miasto. Już nigdy nie wrócimy do tego, co było kiedyś, bowiem to, co się wydarzyło, dokonało przełomu i przewartościowania w wielu obszarach - stwierdził Fijołek. 

Jak dodaje, po wojnie z pewnością w Rzeszowie znajdą się centrale wielu różnych międzynarodowych projektów. Niezależnie od tego, czy Ukraińcy wrócą do siebie, Amerykanie do swoich baz, to już na zawsze te projekty, pomysły współpracy będą kreowane i realizowane. Zatem my już zostaniemy tym zmienionym miastem o tym międzynarodowym obliczu, ze świadomością strategicznego znaczenia - dodał.

"Już się z tym oswoiliśmy"

Jeśli chodzi o branżę hotelarską, to rzeczywiście ona mocno w ostatnim czasie podniosła się  - przyznaje w rozmowie z reporterem RMF FM dyrektorka kompleksu hotelowego Ostoya w podrzeszowskiej Jasionce Karina Guzek-Buk. Ciężko znaleźć nocleg z dnia na dzień w jakimkolwiek hotelu, tak naprawdę nie tylko w centrum miasta, ale także i na obrzeżach. Ten ruch jest bardzo mocno wzmożony i to na pewno sprzyja rozwojowi tej branży hotelarskiej. Po części wpływa też na branżę gastronomiczną, no bo wiadomo, że ci ludzie muszą się stołować - przyznaje Guzek-Buk.

Branża hotelarska i restauracyjna całkowicie przystosowała się do amerykańskich klientów. Musiała zareagować na ich nawyki czy zwyczaje żywieniowe. Kompleks Ostoya prawie w całości został wynajęty na potrzeby cywilnej obsługi amerykańskiego wojska. Nagle okazało się, że musimy się zupełnie przebranżowić, bo trzeba dostosować kuchnię i wyposażenie hotelu - mówi Guzek-Buk.

Na pewno wprowadziliśmy więcej amerykańskiego jedzenia. Obsługa jest szybka. Przede wszystkim wszystko jest robione tak po amerykańsku - przyznaje z uśmiechem. Jak mówi, w menu pojawiły się steki i burgery. Cały czas jednak chcemy im też dać skosztować tej naszej polskiej kultury i sprawdzamy, co im smakuje, a co nie. Wiemy już na pewno, że żurek to nie są ich smaki. Ogórki kiszone absolutnie nie wchodzą w grę - mówi.  

Karina Guzek-Buk przyznaje też, że pierwsze dni po wybuchu wojny były ciężkie. Wszyscy byli pełni obaw o bezpieczeństwoNatomiast żyjemy już z tym rok i myślę, że powoli po prostu się do tego przyzwyczailiśmy i nie zwracamy uwagi na to, co się dzieje chociażby na płycie lotniska, która wyglądała jak plac wojny, bo zaczęto sprowadzać tutaj sprzęt wojskowy - wspomina. Już się z tym oswoiliśmy. To dla nas nie jest nic nowego i chyba tak naturalnie to przyjmujemy. Nawet jeśli coś tam się dzieje, coś tam się zmienia, to nikt nie zauważa tych ruchów - mówi.

A jak pracownicy hotelu reagują na baterie rakiet Patriot, które widać za płotem lotniska w Jasionce? Czasem traktowaliśmy to jako pewnego rodzaju rozrywkę dla naszych gości hotelowych, którzy przyjeżdżali do nas z innych miast. Dla nas to już nie jest nic ciekawego, ale na osobach z innych miast rzeczywiście robi to ogromne wrażenie - stwierdziła Guzek-Buk.

Mieszkańcy Jasionki, z którymi rozmawiał dziennikarz RMF FM, przyznają, że w ciągu roku zwiększył się ruch samolotów. Jest też więcej wojska. 

Poza tym ludzie muszą żyć tak, jak żyją - zauważa jeden z naszych rozmówców. Jak przyznaje, choć nikt nie mówi tego głośno, to ludzie obawiają się o swoje bezpieczeństwoJeżeli ktoś chciałby zaatakować, to chociaż są te rakiety, to jesteśmy najbardziej narażeni na to uderzenie rakietowe - dodaje. 

Tak, mam obawy, bo ostatnio Putin się odgraża za tę pomoc, której udzielamy Ukrainie - przyznaje natomiast inna mieszkanka. Ludzie w Polsce tego nie widzą, to nie odczuwają tej wojny takiej - a tutaj widzi się wojsko, rakiety i bardziej się to przeżywa - dodaje.