Przez 60-tysięczny Przemyśl od początku wojny w Ukrainie przewinęły się ponad dwa miliony ukraińskich uchodźców. W pierwszych tygodniach wojny do miasta docierały dziesiątki tysięcy Ukraińców na dobę. Teraz dziennie to mniej więcej półtora tysiąca uchodźców. W ciągu roku w mieście przybyło około 10 procent mieszkańców. W rocznicę rosyjskiej agresji na Ukrainę sprawdzamy, jak wojna zmieniła życie w Przemyślu.

Tych wspomnień nie da się wyrzucić. Wolałabym, żeby to był sen - mówi koordynatorka punktu recepcyjnego na dworcu kolejowym w Przemyślu Natalia Prudjak. Ona od początku wojny była na dworcu, przez który przed rokiem przewijały się nawet 3 tysiące ukraińskich uchodźców na godzinę. Teraz to około półtora tysiąca dziennie.

Wyglądało to strasznie. Przyjeżdżał autokar pełen ludzi, niektórzy nawet nie mieli ubrania. W piżamie i w butach. W takich letnich butach. Albo bez butów... Były to tysiące ludzi - wspomina Prudjak. Chciałabym zasnąć np. 23 lutego i obudzić się 24 lutego i żeby to był sen. Ale wiem, że to jest nierealne i tego się nie da rady zapomnieć - dodaje.

Mieliśmy mamę z dziećmi, która uciekała. Gdy tu dotarła, dowiedziała się, że jej mąż zginął na wojnie. Musieliśmy się zaopiekować tą kobietą. To było bardzo ciężkie psychicznie - wspomina.

Jak opowiada Natalia Prudjak, teraz do punktu recepcyjnego przyjeżdżają mamy z dziećmi. Oczekują tutaj na pociąg. Niektórzy czekają godzinę, dwie, trzy. Różnie. Mogą zjeść, napić się gorącej herbaty, kawy, odpocząć, przespać się, dzieci mogą się pobawić - opisuje.  

Bardzo bym chciała, żeby to już się skończyło, bo tak jak każdy z nas nie wiem, co będzie dalej. Bardzo bym chciała, żeby ludzie mogli wrócić do swoich domów. Niektórzy ludzie nie mają tych domów - zaznacza Natalia Prudjak.

Spadek zainteresowania udzielaniem pomocy

Pierwszy punkt schronienia ukraińskich uchodźców w Polsce to Centrum Pomocy Humanitarnej prowadzone przez Polski Czerwony Krzyż w dawnym budynku centrum handlowego. Centrum od sierpnia przyjęło ponad 9 tysięcy uchodźców z Ukrainy. 

Ukraińcy, którzy uciekają ze swego kraju przed wojną, mogą się tu zatrzymać maksymalnie na dwie doby. W tym miejscu uzyskują pierwsze informacje między innymi o tym, gdzie mogą znaleźć schronienie na stałe. Tu też czekają na transport.

W salach są głównie łóżka polowe. Jest jeden pokój z łóżkami dla osób niepełnosprawnych. Jest sala dla matek z dziećmi i są punkty wydawania pomocy - odzieży, środków higienicznych, chemii, itp. Uchodźcy dostają dwa ciepłe posiłki - śniadanie i obiad. Cały czas dostępna jest kawa, herbata i woda. 

Przez dwie organizacje prowadzona jest w wyznaczonych godzinach opieka dla dzieci. To około sześciu godzin dziennie, gdzie opiekun może zostawić swojego dzieciaka, a sam udać się po pomoc psychologiczną czy ewentualnie załatwić jakieś sprawy administracyjne - mówi Maciej Maruszak, dyrektor podkarpackiego oddziału PCK, który jest koordynatorem tego miejsca.

Maruszak przyznaje, że wyparł z pamięci część wspomnień z początku wojny. W tej chwili jest spokojniej, a tamto to była taka walka, żeby jak największą liczbę osób przyjąć, uchronić przed ewentualnymi konsekwencjami wojny - mówi. Jak dodaje, uchodźców jest mniej, "ale nie zmieniło się to, że zdarzają się osoby naprawdę bardzo pokrzywdzone i wymagające niezwykle specjalistycznej pomocy i bardzo delikatnego podejścia".

Maruszak zaznacza też, że znacznie zmniejszyło się zainteresowanie udzielaniem pomocy. Musimy bardziej liczyć na samych siebie i na te środki, które udało się nam zgromadzić wtedy, gdy te serca były bardziej otwarte. Zmieniło się to, że wolontariuszy pomagających jest znacznie mniej. Opieramy się głównie na pracownikach i w znacznie mniejszym stopniu na wolontariuszach. Zmieniło się też to, że i miejsca, do których możemy kierować te osoby, są w pewnym stopniu bardziej profesjonalnie przygotowane, ale jest ich też znacznie mniej niż wcześniej - dodaje.  

Przystanek Przemyśl

Przez 60-tysięczny Przemyśl od początku wojny w Ukrainie przewinęły się ponad dwa miliony ukraińskich uchodźców. Przez pierwsze tygodnie wojny do Przemyśla docierały dziesiątki tysięcy Ukraińców na dobę. Teraz dziennie to mniej więcej półtora tysiąca uchodźców. Podobna liczba codziennie wraca do swego kraju.

Miasto jest głównym punktem recepcyjnym w Polsce - z niego uciekający przed wojną są kierowani do miejsc, gdzie na stałe znajdą schronienie.

Od samego początku projektując ten system zarządzania, czy rozdzielając zadania, staraliśmy się to organizować w taki sposób, żeby trochę mniej skupiać się na jednostce. To miało swój określony cel, to znaczy chodziło o to, żeby na dłuższą metę nie popadać w jakieś skrajne emocje, tylko skutecznie zajmować się problemem, który mamy. W związku z tym zajmowaliśmy się tysiącem ludzi, dziesiątkami tysięcy, a trochę mniej skupialiśmy się na jednostkach - wspomina prezydent Przemyśla Wojciech Bakun. 

Mimo to pamiętam takie jednostkowe sytuacje, które również i mnie dotknęły bardzo emocjonalnie. Zresztą takich sytuacji były całe dziesiątki. Duża część wolontariuszy, którzy pracowali na tej pierwszej linii frontu, nie potrafiła się przed tym bronić, sama w krótkim czasie potrzebowała pomocy psychologicznej - przyznaje prezydent. W końcu widzimy tragedię innych ludzi, widzimy ich emocje, widzimy ich dramaty. A mieliśmy do czynienia z osobami, które straciły swoich bliskich na wojnie. W związku z tym te emocje również się przekładają później na nas - podkreśla.

W ciągu roku w mieście przybyło mniej więcej 10 procent mieszkańców. Z szacunków miejskich władz wynika, że w Przemyślu osiedliło się około 5 tys. Ukraińców, którzy tu szukają zatrudnienia. W szkołach są setki dzieci zza wschodniej granicy. Jak mówi prezydent Bakun, przede wszystkim jednak zmieniła się mentalność mieszkańców

Myślę, że to doświadczenie wojny uświadomiło ludziom, że wolność nie jest nam dana na zawsze i należy się cieszyć z tego, że żyjemy w kraju, w którym jest pokój, względny spokój, możemy pracować, realizować swoje marzenia, swoje plany. Dzieci mogą bezpiecznie chodzić do szkoły, bo jak widać w środku Europy nie każdy ma takie szczęście - podkreśla prezydent Przemyśla.  

Prezydent Bakun zaznacza, że Przemyśl stał się głównym przystankiem wszystkich delegacji, które chcą dotrzeć do Kijowa. Zdecydowana większość delegacji, o ile nie wszystkie, przejeżdża przez Przemyśl. Tu się przesiadają i zapamiętują Przemyśl jako przystanek na swojej drodze. Byli tutaj chyba wszyscy europejscy prezydenci, premierzy, wielu polityków, wielu artystów, bo przejeżdżał Bono czy Angelina Jolie. W zasadzie wszyscy - wylicza. Jesteśmy takim międzynarodowym centrum przesiadkowym, bo innej drogi nie ma. Jesteśmy główną stacją przesiadkową na drodze do Europy i na drodze z Europy na Ukrainę - mówi.

A jak wygląda w praktyce przyjazd ważnych osobistości do Przemyśla? Jak zauważa jeden z przemyskich taksówkarzy, wszystko działa wtedy normalnie. Od strony ulicy Czarneckiego jest terminal odpraw międzynarodowych. Nie ma tam jakiś większych utrudnień. Nikt wcześniej nie informuje, kto jedzie. My się po prostu dowiadujemy po dwóch, trzech, czterech godzinach czy następnego dnia - mówi pan Bartłomiej. Dopytywany o nastroje panujące obecnie wśród mieszkańców Przemyśla, mówi: "Nie, ja nie widzę tutaj wśród ludzi jakiejś paniki, żeby bali się agresji ze strony Rosji". Nikt o tym nie rozmawia, nie przejmuje się czymś takim. A wojna? Nie wiem, pewnie będzie jeszcze długo trwała - mówi.

Myślę, że przemyślanie na chwilę obecną czują się bezpieczni, jeżeli chodzi o takie działania typowo wojenne. Patrząc na mapę, to żeby ta wojna dotarła do nas, do Przemyśla, to tak naprawdę działaniami wojennymi musiałby zostać objęty cały teren Ukrainy - komentuje natomiast prezydent miasta.