W centrum Kramatorska wolontariusze zainstalowali miskę z karmą dla bezdomnych psów. Efekt zaskoczył ich samych - czworonogi ustawiły się w kolejce do jedzenia. "Nigdy czegoś takiego nie widziałem" - napisał jeden z wolontariuszy.

W Ukrainie z powodu wojny cierpią i giną nie tylko ludzie, ale także zwierzęta. Czworonogi często są także porzucane na ulicach przez uciekających przed ostrzałami mieszkańców. Mogą one liczyć tylko na pomoc wolontariuszy.

Wielu z nich - narażając swoje życie - ratuje zwierzęta, próbując wywieźć ich z terenów ogarniętych wojną. Inni, którzy nie mają możliwości zabrać zwierząt w bezpieczne miejsca, pomagają im na miejscu.

Tak jest m.in. w Kramatorsku. Wolontariusze w centrum miasta zamontowali miski z jedzeniem dla bezdomnych psów.

Efekt przedsięwzięcia bardzo ich zaskoczył.

"Nigdy czegoś takiego nie widziałem. Wczoraj zamontowaliśmy stację żywienia dla zwierząt w Kramatorsku (przy waszym wsparciu). Dziś rano ukraińskie psy stały w kolejce do jedzenia" - napisał na Twitterze Nate Mook, prezes organizacji World Central Kitchen.

Zamieścił także zdjęcie, na którym widać, jak psy stoją w kolejce do miski, w pewnej odległości od siebie, tworząc "żywy łańcuch".

"Brodata matka kotów"

Portal "Ukrainska Prawda. Życie" opisuje historie wielu wolontariuszy, którzy pomagają zwierzętom podczas wojny. Jednym z nich jest aktor Ołeksij Surowcew. Mieszkaniec Irpienia ratował opuszczone, przestraszone i głodne zwierzęta z domów i mieszkań, które znalazły się pod ostrzałem.

Część oddał właścicielom, część przekazał innym rodzinom, a część pozostała w schronie stworzonym przez aktora.

Ołeksij nazywa siebie "brodatą matką kotów", a na zdjęciach i kolażach jest przedstawiany jako "koci anioł" lub "superman".

Aktor opowiedział, jak wojna zmieniła go w ratownika zwierząt.

Jak mówi, przed rozpoczęciem wojny był zadowolony ze swojego życia. Miałem napięty harmonogram zdjęć, koncertów i innych wydarzeń - podkreślał.

Tuż przed atakiem Putina był na wakacjach. Kiedy część mieszkańców Kijowa uciekła na zachód Ukrainy, Ołeksij szukał okazji, by wrócić do domu, do obwodu kijowskiego - do Irpienia.

Kiedy wrócił, zaczął robić koktajle Mołotowa, patrolować ulice, łapać szabrowników i pomagać sąsiadom.

Nagrał też apel do swoich rosyjskich zwolenników i próbował wyjaśnić, że Ukraina nie potrzebuje "wyzwolenia" i wezwał matki do zabrania swoich "żołnierzy" do domu.

Niedługo potem Rosjanie ostrzelali jego nowy dom. Wraz z sąsiadami gasił pożary - udało mu się nawet uratować dwa mieszkania. Pomagał kobietom i dzieciom w ewakuacji.

"Chciałem być w czymś użyteczny"

Ale czuł, że jego misja na wojnie była inna.

Chciałem być w czymś użyteczny. Jest taka metafora: kiedy w scenariuszu filmu są sceny, które można wyrzucić i nic się nie zmieni, to nie są potrzebne - mówił "Ukrainskiej Prawdzie".

Taki jestem. Ewakuowałem ludzi i myślałem, że wszyscy to robią, nie byłem specjalnie potrzebny - wspomina.

Pewnego razu Ołeksij został poproszony o uratowanie kota pozostawionego w torbie w zamkniętym samochodzie.

Zwierzę spędziło 4 dni pod ostrzałem, bez jedzenia i wody. Surowcew wydostał kota i opublikował post na Instagramie, w którym zaapelował do właścicieli biednego zwierzęcia.

Nawet 300 próśb dziennie

Wkrótce otrzymał od nich odpowiedź. Rok wcześniej właściciele opuścili Ukrainę, a ich 5 uratowanych z ulicy kotów zostało u starszej mamy. Kiedy wybuchła wojna, kobiety i jej zwierząt nie udało się na czas ewakuować. Emerytka z kotami została uratowana dopiero 5 marca.

Następnie aktor zaczął otrzymywać dużą liczbę próśb, aby ratować zwierzęta z zamkniętych i zbombardowanych mieszkań w Irpieniu.

Film z kotem rozprzestrzeniał się w internecie i pojawiły się prośby o uratowanie zwierząt. Bardzo kocham zwierzęta, dlatego starałam się wszystkim pomóc. Uratowane czworonogi przekazujemy ich właścicielom lub ich bliskim i przyjaciołom. A te, które są na ulicy - po prostu je karmimy - mówił.

Zwierzęta można karmić na ulicy. Najgorsze jest to, kiedy zamknięte w mieszkaniu zwierzę umiera z głodu  - dodawał Ołeksij Surowcew.

Czasami nie było łatwo dostać się do zwierząt. Kiedyś musiałem wyłamać drzwi, żeby złapać głodnego, przestraszonego, ale żywego kota - relacjonował.

Zdarzyło się, że w ciągu jednego dnia Ołeksij otrzymywał nawet 300 próśb o pomoc. Dziennie udawało mu się jednak ratować 10-15 zwierząt.

"Strasznie było przejeżdżać obok czołgów z literą V"

Mężczyzna jeździł po zniszczonym mieście, widział wraki zepsutego rosyjskiego sprzętu, odwiedzał mieszkania, w których nie pozostały nawet ściany.

Przemierzając ruiny szukał kotów i psów, wzywał je, a gdy je znalazł, głaskał, uspokajał, karmił i wkładał do transporterów.

Musiał przez jakiś czas karmić psy, żeby do niego przyszły.

Tak było w przypadku psa Ruby, którego uratował Oleksii.

Odnaleziono właścicieli dużego czworonoga. Pies był niesamowicie szczęśliwy, że znów ich spotkał.

Kilka razy podczas ewakuacji kotów znalazłem się pod ostrzałem. (...) Strasznie było przejeżdżać obok czołgów z literą V - opowiada ratownik.

Pewnego dnia udało mu się wydostać 30 kotów, dwa owczarki, z których jeden był ranny i małego psa.

Dla zwierząt, których właścicieli nie udało się odnaleźć, stworzył schronisko w przychodni weterynaryjnej, gdzie koty i psy przechodzą rehabilitację.