W atakowanym przez Rosjan Mariupolu na wschodzie Ukrainy ludzie chowają zwłoki swoich sąsiadów na podwórkach. Ponieważ nie ma prądu i gazu, gotują jedzenie na ogniskach - podaje mariupolska rada miejska, cytowana przez Ukrinform.

"Rosyjscy okupanci nadal uderzają w Mariupol, wszystkie dzielnice są zrujnowane przez wrogi ogień" - napisała mariupolska rada miejska.

Według niej w mieście "nie ma ulic bez rozbitych okien, zniszczonych mieszkań czy nawet budynków".

"Trudno również powiedzieć, ile jest ofiar rosyjskiej agresji, bo ciała zabitych sąsiedzi chowają bezpośrednio na podwórkach osiedli mieszkaniowych" - podała rada miejska.

W Mariupolu nie ma prądu, wody, gazu, łączności. Mieszkańcy gotują jedzenie obok domów, na ogniskach.

Zapewniono, że obrońcy Mariupola powstrzymują wrogie próby przedarcia się do miasta.

O dramatycznej sytuacji w Mariupolu mówił podczas swojego ostatniego wystąpienia prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Poinformował, że w mieście z powodu odwodnienia zmarła mała dziewczynka.

Atak na korytarz humanitarny

Jak przekazał dziś sztab Połączonej Operacji Sił Zbrojnych Ukrainy, Rosjanie nie wypuścili ludzi z Mariupola, rozpoczęli atak w kierunku korytarza humanitarnego. W celu przeprowadzenia ewakuacji mieszkańców Mariupola obrońcy miasta oczyścili drogi z min i usunęli zapory inżynieryjne - przekazał sztab.

"Ale okupanci nie wypuścili dzieci, kobiet, osób starszych z miasta. Wróg rozpoczął atak właśnie w kierunku korytarza humanitarnego" - czytamy w komunikacie.

"Takie działania rosyjskich nieludzi nie są niczym innym niż ludobójstwem narodu Ukrainy. Zbrodnie kremlowskich okupantów nie pozostaną bezkarne!" - napisano.

Ukraińska wicepremier Iryna Wereszczuk poinformowała, że do Mariupola wyruszyło 30 autobusów mających wywieźć ludzi z atakowanego miasta.