​"Dziennik Gazeta Prawna" poinformował, że żołnierze polskich wojsk specjalnych zapewniali bezpieczeństwo wysłannikom Ukrainy udającym się na rozmowy na Białoruś w pierwszych tygodniach wojny. Polscy komandosi ochraniali m.in. Romana Abramowicza, który pośredniczył w rozmowach ukraińsko-rosyjskich.

"Żołnierze z polskich oddziałów specjalnych ochraniali oligarchę Romana Abramowicza, który był pośrednikiem w rozmowach ukraińsko-rosyjskich w pierwszych tygodniach wojny. Zapewniali również bezpieczeństwo wysłannikom Wołodymyra Zełenskiego na rozmowy do Brześcia na przełomie lutego i marca zeszłego roku" - napisał "Dziennik Gazeta Prawna", powołując się na źródła w rządzie.

Jak podała gazeta na swoim portalu, "delegacja ukraińska, którą kierował minister obrony Ołeksij Reznikow, na Białoruś odleciała spod Białej Podlaskiej śmigłowcem S-70i Black Hawk należącym do Zespołu Lotniczego Jednostki Wojskowej GROM", a ukraińską delegację ochraniali komandosi z Lublińca.

"Na początku marca nie było jasne, czy Ukraińcy latający na rozmowy na Białoruś mogą być pewni powrotu. Polska dawała pewną gwarancję, że wrócą cali" - powiedział, cytowany przez "DGP", "jeden z uczestników tamtych wydarzeń".

Jak dodano, loty przedstawicieli ukraińskich władz do białoruskiego Brześcia ze strony polskiej nadzorowali ówczesny szef KPRM Michał Dworczyk i ówczesny wiceszef MSZ Marcin Przydacz. Za loty delegacji ukraińskiej i Romana Abramowicza na negocjacje z podrzeszowskiej Jasionki do Ankary odpowiadał ówczesny minister w Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy Jakub Kumoch.