Po incydencie z udziałem rosyjskich myśliwcami, w wyniku którego strącony został amerykański dron zwiadowczy, bezzałogowce USA latają nad Morzem Czarnym, ale zmieniły trasy przelotów – podaje CNN.

Według CNN, która powołuje się na dwóch anonimowych amerykańskich urzędników, drony USA kontynuują misje rozpoznawcze w międzynarodowej przestrzeni powietrznej nad Morzem Czarnym. Teraz latają jednak dalej od wybrzeży okupowanego Krymu i wschodniej części Morza Czarnego.

Incydent nad Morzem Czarnym

Do zdarzenia doszło we wtorek 14 marca. Według strony amerykańskiej, bezzałogowy statek powietrzny MQ-9 Reaper rozbił się po zderzeniu z rosyjskim myśliwcem Su-27 nad wodami neutralnymi Morza Czarnego.

Rzecznik Departamentu Obrony USA gen. Patrick Ryder powiedział, że jeden z myśliwców najpierw dokonał zrzutu paliwa przed dronem, a następnie zbliżył się do niego tak blisko, że uszkodził zarówno śmigło MQ-9 Reapera, jak i sam prawdopodobnie został uszkodzony.

Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej potwierdziło katastrofę drona, ale nie zderzenie z rosyjskim myśliwcem. Według rosyjskiego resortu obrony, dron wszedł w niekontrolowany lot i rozbił się "w wyniku gwałtownych manewrów". Kreml stwierdził ponadto, że nie było fizycznego kontaktu między dronem a myśliwcem.

Pentagon opublikował później nagranie z rozbitego bezzałogowca, na którym widać, jak jeden z myśliwców Su-27 zbliżył się do drona, zrzucił przed nim paliwo, a następnie uszkodził śmigło.

Amerykańskie władze uznały, że działania rosyjskich pilotów były niezamierzone i wynikały z "głębokiej niekompetencji". Po incydencie nad Morzem Czarnym minister obrony Federacji Rosyjskiej Siergiej Szojgu rozmawiał telefonicznie ze swoim amerykańskim odpowiednikiem, sekretarzem obrony USA Lloydem Austinem.

MQ-9 Reaper to maszyny rozpoznawcze, ale mogą też przenosić uzbrojenie i wykonywać misje bojowe. Dron waży 2,2 tony, ma zasięg do 2,5 tys. km, może latać przez ponad dobę.

Dowództwo operacji specjalnych amerykańskich sił powietrznych dysponuje 50 takimi maszynami.