Przez internet można kupić wiele elementów odzieży czy wyposażenia turystycznego, ale buty powinniśmy przymierzyć i wybrać w sklepie. I warto na to przeznaczyć nieco więcej czasu - przekonuje Kazimierz Stagrowski, przewodnik tatrzański, właściciel sklepu „Wierchy” w Krakowie, najstarszego z działających wciąż w Polsce sklepów górskich. W rozmowie z RMF FM tłumaczy, na co powinniśmy zwrócić uwagę, gdy chcemy dobrze wyposażyć się na długą pieszą wędrówkę. I dlaczego od deszczu najlepszy jest… parasol.

Grzegorz Jasiński, RMF FM: Jeżeli się wybieramy na trasę, taką dłuższą, czyli 150-200 km w tydzień, podstawowa rzecz, najważniejsza to buty. Wszyscy wiedzą, że do wędrowania najważniejsze są buty, więc, jakie buty teraz się do wędrowania kupuje? Skórzan? Nie skórzane? Z Gore-Texem?

Kazimierz Stagrowski: Nic się nie zmieniło od lat. Kupuje się wygodne.

Jak przekonać się, że są wygodne, tak po prostu w sklepie?

Odpowiedź na to pytanie jest trudna dopóki się tych butów nie zmierzy. Dlatego, jeżeli ktokolwiek chce się zaopatrywać w sprzęt do wędrowania przez internet, to każdy produkt można w ten sposób kupić, ale buty radzilibyśmy kupić w sklepie i poświęcić na mierzenie dłuższą chwilę. Inaczej się po prostu nie da. A i też nie zawsze się udaje. Więc podstawowa sprawa przy kupowaniu butów, dowolnych, w wysokie góry, w niskie, do chodzenia po płaskim, to jest wygoda.

Jak to sprawdzić w ciągu załóżmy godzinnego pobytu w sklepie?

Dobre skarpetki, dobry sprzedawca, współpracujący klient, no i może coś z tego będzie. Jednym z podstawowych problemów, jest nie dobranie buta do rozmiaru stopy, ale to wiadomo, to jest jakby rzecz oczywista, ale stopa ma też szerokość, wysklepienie, więc te wszystkie czynniki trzeba uwzględnić. No i po prostu próbować.

A jaki rodzaj butów wybrać, czy czy tutaj w tej chwili są jakieś ekstra super nowe materiały, które oddychają, są nieprzemakalne? Same chodzą?

Odwieczny problem, jeżeli byśmy mówili o trekkingu, czy chodzeniu po górach, to jest wybór między butem nad kostkę, a niezwykle modnym w tej chwili butem, tzw. podejściówką, pod kostkę. Ona się nie zawsze sprawdza w warunkach chodzenia po jakichś błotach, po Beskidzie Niskim, gdzie raczej nie ma jakichś strasznie stromych podejść, a są wysokie trawy i błoto, które jest wyjątkowo dokuczliwe przy takim niskim bucie, bo łatwo się dostaje do wnętrza, but nie schnie, jest niemiły, wpadają tam jakieś kamyczki i mamy problem, bo stopa niekoniecznie musi to dobrze przyjąć. Podstawowa sprawa to dobra skarpetka i to niezależnie, czy to but wysoki, niski czy - jak niektórzy moi koledzy chodzą - w sandałach, takich lekko zabudowanych, wtedy można oczywiście bez skarpetki. Ale jednak coś, co poprawia znacząco komfort i pod kątem oddychalności i tego, żeby but  tak łatwo stopy nie obtarł, to jest dobra skarpeta. Tutaj widać powrót do naturalnych materiałów, głównie do wełny merynosów.

Załóżmy, że ktoś ma dobrego sprzedawcę przed sobą i jest klientem współpracującym. Co powinien wiedzieć o tych butach, które może przymierzyć, jakich powinien szukać? Czym się kierować?

Generalnie każda stopa jest inna i dobranie buta jest pewną sztuką, jeżeli klient współpracuje, to dobry sprzedawca tego buta, jestem przekonany, na pewno mu znajdzie. Natomiast jest podstawowe kryterium wyboru, szczególnie od ostatnich latach się ujawniło. Kiedyś, jeżeli ktoś chodził po górach, to zawsze były wysokie buty chroniące kostkę. Natomiast od kilku kilku dobrych lat pojawiło się coś takiego, jak but podejściówka, poniżej kostki, lekki, albo bardzo lekki, zwykle wygodny, miły w użytkowaniu, ale mający pewne negatywne cechy, bo nie chroni kostki. Tu każdy tradycjonalistów powie, że to jest but, w którym dużo łatwiej skręcić nogę w kostce. To jest prawda, ale nie do końca, ponieważ wielu z nas, jak sam wiesz, przez lata skręcaliśmy nogi w kostce w wysokich butach, ponieważ one dają pewien komfort i przez to troszeczkę mniej skupiamy się na tym, jak stawiamy stopy, mniej uważnie chodzimy. Więc to nie do końca jest największy problem w niskich butach. Natomiast wszystkie uszkodzenia mechaniczne, to co wystaje ponad ten but to są właśnie kostki, więc każdy kamień, korzeń, cokolwiek, co napotykamy na swojej drodze i nieszczęśliwie staniemy w taki sposób, że tą kostką w to coś uderzymy, jest niemiłe. Drugi problem to coś, co nie występuje tak bardzo w górach typu Tatry, gdzie jest dużo skały, natomiast przy chodzeniu po Beskidach czy jakiś terenach bardziej płaskich wszystko, po czym idziemy, dostaje się do wnętrza buta. To, że on łatwo przemaka, nawet w trawie, to nie jest problem. I tutaj uwaga do wszystkich użytkowników niskich butów, niezwykle istotna, nie kupujcie niskich butów z membraną Gore-Texową, albo jakąkolwiek inną, ponieważ taki but i tak bardzo łatwo przemoknie, natomiast bardzo długo schnie, dużo dłużej niż but bez membrany. Przez to ma szansę się szybciej wytrzeć od wewnątrz, nie do pogardzenia są też efekty zapachowe. But niski bez membrany wysycha szybciej, daje znacząco większy komfort używania i powinniśmy takie buty dobierać również do terenu, po którym chodzimy. Czyli, jeżeli wybieramy się w Alpy, w Tatry czy gdziekolwiek, gdzie będziemy chodzili bardziej po skalnym terenie, to jest to but idealny, pod warunkiem oczywiście, że mamy takie przekonanie. Ja sam przez jakiś czas, sezon, dwa, jak zmieniałem buty na następny model się zastanawiam, czy potrzebuje nadal butów wysokich. Zaryzykowałem, nie żałuje, ale tak jak mówię, nie na każdy teren ten but się nadaje. Mam kolegę, który uczcił swoje okrągłe urodziny, 60-te przejściem Głównego Szlaku Beskidzkiego prawie w całości w sandałach, takich, które są zabudowane z przodu. Robi to kilka firm. Ta firma akurat na literę K, prekursor tego typu sandałów, bardzo trwałych, wygodnych, lekkie. I poza terenami beskidzkim, gdzie było dużo błota, czyli tradycyjnie Beskidem Niskim, gdzie ubrał normalne buty trekkingowe, przez dwa dni, to pozostałe z 16 dni wędrówki przeszedł w takich sandałach. Można i w ten sposób. No ale generalnie namawiamy jednak na buty trekkingowe, wysokie czy niskie, nieważne z membraną, czy nie. Nie jest to może też najważniejsza rzecz. Zwykle takie buty są na trwałej, dobrej podeszwie,  przez którą nie czuje się podłoża, na tzw. vibramie. To nazwa zwyczajowa, ale pochodząca od firmy. Wszystkie pozostałe parametry buta to już są sprawy indywidualne. I dlatego zapraszamy do sklepów, poświęćcie państwo dłuższą chwilę, znajdźcie trochę czasu, współpracujcie z sprzedawcą.

Coraz więcej tych ubrań, które kupujemy, jest uszytych z tzw. tkanin technicznych, przez lata już przestaliśmy chodzić w wełnianych swetrach, koszulach flanelowych, przestaliśmy chodzić w tych w skarpetach z owczej wełny. Ale teraz naturalne materiały trochę wracają. Jak się zdecydować. Jeśli chcemy mieć cienkie skarpety, bo będziemy maszerować latem w różnym terenie, niekoniecznie górskim, czasem może po asfalcie. To co wybrać?

Skarpeta nigdy nie może być za cienka, ponieważ, jeżeli jest za cienka, to nie działa tak, jakbyśmy chcieli. Czyli  nie amortyzuje, nie wspomaga oddychania. Wełna z merynosów, ma też tę miłą zaletę, że nie reaguje tak łatwo zapachowo, jak syntetyki. Generalnie nie zmieniła się jedna podstawowa zasada, że ubieramy się na cebulkę. I tutaj łza się w oku kręci, czyli myślimy o flanelowej koszuli, swetrze z tej słynnej wełny dzierganej przez babcię, albo narzeczoną i na to jakiejś kangurce z brezentu, że nie wspomnę o pałatkach, archeologii w sprzęcie turystycznym. Zasada się nie zmieniła, zmieniły się materiały, wyraźny powrót do materiałów naturalnych, czyli wełna, głównie wełna Merino. Coś, co było kiedyś przełomem w odzieży turystycznej, czyli tzw. Polar. Dalej to działa. I coś jeszcze na zewnątrz, jeżeli chodzimy w chłodniejszej porze roku, albo w trudniejszych warunkach atmosferycznych, czyli coś się teraz ładnie nazywa hardshellem lub softshellem, czyli kurtka zewnętrzna. Dopiero  taki zestaw daje nam pewną rękojmię, że - jak to mówią Norwegowie, nie ma złej pogody, natomiast jest źle dobrany ekwipunek - że unikniemy tego niemiłego wrażenia, że będziemy tylko marzyli o tym, żeby wrócić do domu i się wysuszyć.

Co deszczu poza parasolem, który często się sprawdza na wycieczce?

Tak, to jest bardzo słuszne stwierdzenie. Parasol jest idealnym przedmiotem chroniącym przed deszczem w warunkach nizinnych, czy nawet górskich, kiedy nie wieje, nie ma burzy, kiedy jest tyle łatwy teren, że nie potrzebujemy używać rąk. W Tatrach już nie do końca się może sprawdzić, natomiast jest to rzecz nie do pogardzenia, podobnie jak peleryny, szczególnie takie, które obejmują plecak i właściciela, do tego generalnie kurtki z membraną to jest coś, co w tej chwili w zasadzie już nie ma żadnej konkurencji. Od wielu lat Gore-Tex, czy wcześniej Sympatex zdobywał popularność, w tej chwili Gore-Tex jest bezkonkurencyjny, ale jest wiele zamienników, istotnie tańszych. Kurtki można kupić już za 100, 200 złotych w jakiś tam nawet sklepach spożywczych, których nazw nie będziemy wymieniać, ale znamy je. Natomiast porządna kurtka to też jest niemały  wydatek. Czyli od deszczu parasol, peleryna, ale tak naprawdę najlepiej mieć kilka rzeczy. W zależności od warunków wilgotności powietrza. Pamiętamy taki wyjazd sprzed lat, kiedy byliśmy na Mt. Kenii, że żadna ochrona przed deszczem, który codziennie tam pada, bo taka charakterystyka tej góry, się nie sprawdza poza parasolem. Ponieważ wilgotność powietrza jest taka, że założenie Gore-Tex powodowało, że wszyscy byśmy natychmiast mokrzy, więc było to po prostu kompletnie bez sensu. No ale rozmawiamy o warunkach tutaj naszych polskich, więc parasol zdecydowanie tak. No ale myślę, że każdy z nas też jakoś tam kurtkę przeciwdeszczową. Tutaj już nie chodziłbym w jakieś specjalne szczegóły, bo to oczywiście zależy i od zasobności portfela, i determinacji użytkownika, pewnej mody. Wiele jest tych czynników, ale tak czy siak jakąś kurteczkę dobrze w plecaku mieć, na tzw. wszelki wypadek.

A jak z butami, czy da się kupić w tej chwili buty, które będą rzeczywiście nieprzemakalne, czy goretexowe buty dadzą radę czy raczej nie?

Da się kupić buty całkowicie nieprzemakalne. Zwane gumiakami, albo z góralska baciokami. Ale mówiąc poważnie, Gore-Tex to była rewolucja w butach trekkingowych, czyli lekkich, komponowanych ze sztucznych materiałów z naszywaną skórą i czasem z membraną Gore-Tex, która w znaczący sposób pomagała i pomaga nadal. Takie buty oczywiście nadal się produkuje, to najpopularniejszy model obuwia turystycznego, ona znacząco pomaga w nienasiąkaniu butów, ale nie zapewnia całkowitej wodoszczelności. Natomiast niestety w zależności od warunków zewnętrznych czasem powoduje, że stopa bardziej się zapaca niż bez tej membrany. I jeżeli mówimy o powrocie do naturalnych materiałów, w przypadku choćby bielizny oddychającej czy skarpet, to podobnie jest w butach. Takim najszlachetniejszym rodzajem buta jest but w pełni skórzany, czyli skórzany od zewnątrz, ale również z wyściółką wewnętrzną z cieniutkiej skóry cielęcej, takiej charakterystycznej białej. Jeżeli używamy takiego buta ze skarpetą z wełny merynosów, to możemy oczekiwać możliwie najwyższego komfortu, przy relatywnie niewielkim stopniu nasiąkania, jeżeli oczywiście będziemy tę skórę utrzymywać we właściwej formie. Taki but ma dwie wady. Po pierwsze jest niezwykle wymagający chodzi o konserwację, poza tym nie jest tani.

Bielizna, wspomniałeś o bieliźnie. Mówimy w tym roku o takich kilkudniowych, rzeczywiście dość wyczerpujących trasach, kiedy ważny jest każdy kilogram w plecaku. W związku z tym dobrze mieć bieliznę, którą da się na bieżąco prać i ona następnego dnia jest w stanie wyschnąć nam na plecaku. Jaka to powinna być bielizna?

Najlepsza byłaby bielizna z naturalnych włókien, czyli po raz kolejny użyję tej nazwy wełna Merino, czy wełna z owiec merynosów. Natomiast oczywiście używa się też sztucznych włókien, one mają pewną przewagę nad wełną, to znaczy są trwalsze i dość szybko schną po przepłukaniu, nawet w potoku, jeżeli idziemy gdzieś w warunkach takich bardziej z dala od siedzib ludzkich, czy od miejsca, gdzie można wybrać choćby, w jakich miednicy w schronisku. Można to przepłukać i rzeczywiście sposób suszenia na plecaku jest bardzo praktyczny. Sposób na wzięcie możliwie najmniejszej ilości koszulek i odrobinę płynu do prania czy szarego mydła nawet do plecaka, to nic nie waży. Myślę, że nie trzeba brać kompletu bielizny na dwa tygodnie, 14 -tu podkoszulków, bo i tak pewnie ich nie wykorzystamy, a chwila czasu poświęcona na pranie nikomu jeszcze nie zaszkodziła. I na mycie również.

Jeśli nie chcemy korzystać ze schronisk, czyli chcemy się przespać w naturze, ale chcemy, żeby było lekko, to jaki sprzęt powinniśmy wybrać? Namiot, materac, śpiwór...

Tak, ale, jakbyśmy chcieli, żeby było jeszcze bardziej lekko, to nawiązanie do bardzo dawnych czasów, które pewnie obydwaj pamiętamy, czyli tzw. pałatki. Jak się chodziło parami w góry, to każdy miał taką pelerynę nazwijmy ją w obecnym tego słowa rozumieniu, to były brezentowe peleryny, które można było połączyć z jedną całość, robiło się z tego taki zaimprowizowany namiot. Potem nastała era namiotów, lepszych, gorszych, coraz lżejszych z różnymi tam stelażami, a w tej chwili z kolei jest coś, co tę pałatkę przypomina, taka nowoczesna wersja, coś, co się nazywa Tarp. Jest to rodzaj zadaszenia, ale nie pełen namiot, który ma tę miłą cechę, że waży kilkadziesiąt deko. Ma też niemiłą, że nie daje pełnej osłony, szczególnie termicznej, ale chroni przed deszczem na pewno. No i też nie kosztuje strasznych pieniędzy. Wielu wśród naszych kolegów, chodząc po różnych zakamarkach po górach Polski czy Słowacji, używa do spania czegoś, co jeszcze mniej waży, bo nie trzeba go nosić, mianowicie karmników dla zwierząt. Albo coś, co się nosi, ale też waży bardzo niewiele, czyli hamaków, tylko takich, które też mają takie daszki nad sobą. Do nocowania w hamaku jest niestety niezbędne rusztowanie, czyli po prostu dwa drzewa w pewnej odległości, nie za wielkiej, żeby było, gdzie zawiesić. Oczywiście najpopularniejszy jest namiot. Wybór jest potężny. Od namiotów superlekkich, wyprawowych, za bardzo duże pieniądze, przez firmy ze średniej półki, w tym polską firmę na literę M spod Krakowa, którą serdecznie polecamy. Jeżeli chodzi się samemu, to taki rodzaj nowoczesnej pałatki pewnie w zupełności wystarcza, jeżeli chodzi się w kilka osób, to można się tym ciężarem podzielić, bo dobry namiot na 2-3 osoby waży niestety średnio 3 kilogramy. Poza tymi namiotami ekstremalnymi, dla takich bardzo wymagających osób, które nie lubią dużo nosić. Do tego dochodzi jeszcze kilka innych rzeczy, jeżeli chcielibyśmy, żeby ten namiot nie ucierpiał np. od podłoża, na którym rozkładamy, przydaje się jakaś folia czy specjalne fabrycznie, firmowe podkładki. Wiele firm ma je w swojej ofercie. No i drugi element wyposażenia namiotu, czyli jak go rozbijemy, czy to będzie namiot wyprawowy, czy lekki, turystyczny, to trzeba też na czymś się położyć. Kiedyś rewolucją w spaniu w turystyce pieszej były karimaty, karimaty są dalej w użyciu, ale jest coś nowszego, od kilku-kilkunastu lat stosowane, czyli materace samopompujące, albo takie, które trzeba nadmuchać od początku do końca. To jest bardzo małe po złożeniu, waży nie za wiele, daje dużo większy komfort termiczny, a przede wszystkim wygodę podczas spania.

A sprzęt, nazwijmy go campingowym, takie minimum, jeśli chcielibyśmy coś w tym lesie zjeść, napić wody przegotowanej, herbaty. Ile musiałoby to ważyć?

Widać tutaj też pewien postęp technologiczny. Czasy, kiedy nosiło się kuchenki benzynowe produkcji radzieckiej, zwane z racji swoich cech granatami, już minął. Generalnie w tej chwili w turystyce jakiejś takiej nie ekstremalnej, na dużych wysokościach, dalej się używa kuchenek benzynowych. Natomiast generalnie podstawowym paliwem jest gaz propan butan i odpowiednio do tego dobrana kuchenka. Kuchenki ważą, kilkadziesiąt deko. Więcej waży butla z gazem, ten zasobnik, który nosimy, niż sam palnik.

A jaki najmniejszy zasobnik z gazem można zabrać? Na ile wystarczy?

Najmniejszy to jest tzw. setka, czyli coś, co waży w granicach pojemności gazu rzędu 100 gramów. To wystarcza  w zależności oczywiście od kuchenki, bo one mają też różną konsumpcję tego paliwa, na 1,5 godziny do 2-ch. Przy czym można założyć, że gotowanie litra wody zajmuje przeciętnie 3 minuty.

Jaki sprzęt jeszcze jest nam potrzebny, kiedy wybieramy się taką trasę? O czym jeszcze nie mówiliśmy? Latarka.

Oczywiście, latarka, czołówka. Czołówka, czyli latarka, którą nosi na głowie przez co nie trzeba używać rąk do świecenia. Dramatyczny jest tu rozwój. Pierwsze czołówki były ciężkie, zasilane najczęściej z baterii płaskiej, która się dość szybko wyczerpywała. W tej chwili się stosuje właściwe wyłącznie czołówki LED o dużo większej mocy niż dawnego typu, nawet z halogenowymi żarówkami. Taka podstawowa latarka dobrej klasy kosztuje poniżej 100 zł,  daje nawet około 200 godzin ciągłego świecenia, jej zasięg i jasność, którą daje może nie jest jakaś potężna, ale całkowicie wystarcza w takich biwakowych warunkach. Oczywiście są też dużo mocniejsze. Średnia w tej chwili to jest granica 250-300 lumenów, co jest absolutnie wystarczającym oświetleniem. Nawet gdybyśmy jechali na rowerze w nocy, to daje na tyle daleki zasięg, że zauważenie przeszkody na drodze, pozwoli uniknąć jakichś niemiłych zdarzeń. Poza tym zwykle mają kilka trybów świecenia, również taki oszczędny, który pozwala znacząco  zaoszczędzić baterie, ale jeżeli się weźmie zapasowe baterie, to na dwa-trzy tygodnie wędrówki powinien taki zestaw spokojnie wystarczyć.

Kijki?

W turystyce górskiej, rzecz podstawowa, jeżeli byśmy chodzili po jakimś bardziej płaskim terenie, to może nie jest niezbędna. Z takich zastosowań trochę mniej typowych, to kijki przydają się do suszenia bielizny po praniu, całkiem poważnie mówiąc również się przydają przy obronie przed psami, co wielokrotnie mi się zdarzyło w polskich górach, jakieś kundle wałęsające się po okolicach wsi, gdzie biegają zawsze luzem. Posiadanie kijków znacząco poprawia naszą odwagę w takim przypadku.

Budzimy się do życia po pandemii. To ma oczywiście pewne konsekwencje. Jak wyglądają ceny sprzętu, czy przez ten rok poszły w górę? Utrzymały się? Jest drożej, czy taniej?

No niestety odpowiedź jest prosta, wszystko podrożało. I to nie jest kwestia, że sklepy odrabiają straty. Natomiast zerwanie więzów kooperacyjnych, więzów dostaw półproduktów, czy nawet metalu, który używamy choćby przy produkcji kijów trekkingowych, przy produkcji butów, takie drobiazgi, jak szlufki do wiązania, których brakowało przez jakiś czas, to wstrzymało w ogóle dostawy. Zresztą dostawy są w tej chwili też troszeczkę rzadsze. No i też trochę zmiana kursu walut, bardzo mocno podrożał fracht z krajów na dalekim Wschodzie, gdzie część tego sprzętu, istotna część tego sprzętu, jest produkowana. To wszystko zsumowało się na to, że praktycznie każdy produkt nie dość, że jest droższy, to dostępność części tego asortymentu też jest trochę gorsza niż była przed pandemią. No ale na to niestety nie mamy na razie żadnego pomysłu.