"Nie wykluczam pomyłki" - mówi o ostrzelaniu konwoju z uchodźcami koło Ługańska Piotr Kościński, ekspert z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Na pytanie, czy sprzęt, który został użyty do ostrzelania kolumny, mógł być przysłany jako część konwoju humanitarnego, odpowiada: "Raczej nie. (...) Rosjanie nie muszą wykorzystywać tego konwoju, żeby wysyłać na Ukrainę broń, ponieważ część granicy jest wciąż kontrolowana przez separatystów i można - nawet leśną drogą, nie w jakimś wyraźnym punkcie granicznym - przesłać kilka czołgów, samochodów pancernych czy ciężarówki z uzbrojeniem".

Agnieszka Wyderka, RMF FM: Czy atak na konwój, na kolumnę uchodźców, jest aktem desperacji separatystów czy może po prostu pomyłką?

Piotr Kościński, ekspert z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych: Nie wykluczam pomyłki, dlatego że tam w jedną i drugą stronę przemieszczają się różne oddziały, różni ludzie i jeżeli separatyści ostrzelali tę kolumnę z moździerzy, rakiet systemu Grad, to zapewne spodziewali się, że to jest ukraińskie wojsko. To jest obszar objęty działaniami wojennymi, kawałek tych dwóch obwodów - czyli jakby dwóch województw - zajmują separatyści i tam wszędzie wokół nich rozgrywają się walki. Wszystko jest właściwie możliwe, więc zapewnienie bezpieczeństwa  komukolwiek - czy to cywilom czy wojskowym - jest wręcz niemożliwe. Jeżeli słyszymy - tak jak było niedawno, że kolejny samolot typu MIG-29 został zestrzelony przez separatystów, to możemy sobie pomyśleć, jakie oni mają możliwości i zastanowić się nad tym, że my mamy takie same MIG-i. Czy one w razie wojny byłyby bezpieczne - niekoniecznie. Bo okazuje się, że można zestrzelić samolot - i wojskowy i cywilny - nie mając jakichś superwyrafinowanych możliwości bojowych.

Tę kolumnę można powiązać w jakiś sposób z konwojem humanitarnym, wysłanym przez Rosję. Czy  rzeczywiście sprzęt, który został użyty do ostrzelania kolumny uchodźców, mógł być przysłany jako część konwoju humanitarnego?

Raczej nie. Konwój humanitarny stoi po rosyjskiej stronie granicy, jest to blisko 300 dużych pomalowanych na biało ciężarówek, i nie wiemy dokładnie, co on zawiera. Być może rzeczywiście zawiera, tak jak twierdzą Rosjanie 200 ton kaszy, 100 ton cukru i różne medykamenty. Rosjanie nie muszą wykorzystywać tego konwoju, żeby wysyłać na Ukrainę broń, ponieważ część granicy jest wciąż kontrolowana przez separatystów i można - nawet leśną drogą, nie w jakimś wyraźnym punkcie granicznym - przesłać kilka czołgów, samochodów pancernych czy ciężarówki z uzbrojeniem. To jest jak najbardziej możliwe. Granica ukraińsko-rosyjska, która ogóle jest dosyć długa, nigdy do tej pory nie była starannie pilnowana. Ona zresztą przecina wsie, przecina miasteczka i upilnowanie czegokolwiek na tej granicy - nawet na obszarach kontrolowanych przez siły rządowe - jest niesłychanie trudne.

Sami separatyści chwalili się, że dostali nowe zaopatrzenie sprzętowe, już bezpośrednio z Rosji. Nie, że gdzieś tam skądś, tylko mówili wprost: dostaliśmy nowe urządzenia.


No tak. Oni wymieniali, ile czego dostali. A to czołgi, a to samochody pancerne czy transportery. No tu jest oczywiście taka sprzeczność, że Rosjanie twierdzą, iż nic nie wysyłają, a separatyści twierdzą, że od Rosji coś dostają. Myślę, że to jest podwójna gra. Władze rosyjskie chcą pokazać Zachodowi, że one wcale się nie mieszają do sytuacji na Ukrainie. Na wschodzie - tam wszystko przebiega samoistnie, broń jest kupowana w najbliższym supermarkecie. Natomiast separatyści wysyłają sygnał do Rosjan w Rosji, chcąc pokazać jednak, że Putin jednak troszczy się o swoich rodaków na Ukrainie, pomaga, wspiera, wysyła broń. Więc nie trzeba się martwić. To jest taka propagandowa akcja nakierowana na Rosję, a być może też na mieszkańców Ukrainy wschodniej - tych, którzy popierają separatystów, żeby im udowodnić, że jednak, Rosja wspomaga, wspiera.

Tak naprawdę nie wiemy, czy to co mówią jedni czy drudzy jest w jakimkolwiek stopniu prawdą - choć przypuszczam, że ci, którzy obserwują granicę ukraiński-rosyjską z kosmosu: Rosjanie, Amerykanie - oni doskonale wiedzą, co tę granicę przekracza, gdzie, a więc zapewne i rząd w Kijowie wie.

Tam trwa nieco inna wojna niż ta, do której jesteśmy przyzwyczajeni: czyli taka, w której jest wyraźny front: po jednej stronie stoją jedni, po drugiej drudzy i wiemy, kto z kim i dlaczego walczy. To jest wojna, w której jest jakaś linia frontu, ale nie do końca wyznaczona. Możemy sobie powiedzieć, które obszary kontrolują separatyści, a które siły rządowe, ale separatyści mogą się pojawić gdzie indziej i się zjawiają. Jeżeli jest wojna, to niestety może się zdarzyć wszystko: może zostać ostrzelany dowolny konwój wojskowy, cywilny z pomocą humanitarną... Przecież nie wiemy, co może się stać z konwojem z pomocą humanitarną, jeżeli przekroczy on granicę ukraińską, czy ktoś go nie ostrzela... Nikt nie może zagwarantować, że ten konwój będzie bezpiecznie jechał.