Agnieszka Radwańska nie spodziewała się, że z łatwością będzie przełamywać podanie leworęcznej Australijki Casey Dellacquy w drugiej rundzie Wimbledonu. "Nastawiłam się, że będzie o to bardzo trudno" - zaznaczyła polska tenisistka po wygranej 6:4, 6:0.

Spodziewałam się, że w secie może dojść tylko do jednego "breaka". Zawodniczki leworęczne mają przewagę, zwłaszcza na kortach trawiastych i wykorzystują to przede wszystkim przy serwisie. Było jednak trochę łatwiej niż myślałam. Dziś nawet nie czułam, że gram z taką tenisistką. Zazwyczaj w ich przypadku dominujące jest uderzenie z forhendu i tego też nie było u Australijki - analizowała podczas konferencji prasowej rozstawiona z numerem czwartym w Londynie Radwańska.

W pierwszym secie prowadziła 5:1, by później pozwolić rywalce doprowadzić niemal do wyrównania (5:4). Jak przyznała później, był to moment dekoncentracji.

Nie wykorzystałam własnego gema serwisowego i nie skończyłam piłek, które miałam. W efekcie wynik poszedł szybciutko w drugą stronę. Można jednak na to popatrzeć z innej strony. Lepiej, że doszło do tego wtedy niż na początku drugiego seta. Zawsze to na plus - podkreśliła z uśmiechem krakowianka.

Radwańska oceniła, że w środę w każdym elemencie prezentowała równą formę i nie może powiedzieć by któryś z nich okazał się tego dnia decydujący. Chyba dobrze serwowałam - dodała po chwili.

Wygrywając z Dellacquą 25-letnia Polka sprawiła prezent świętującej tego dnia urodziny mamie. Ten właściwy wręczyła jej dzień wcześniej wraz z młodszą siostrą Urszulą, która przegrała mecz otwarcia.

Ula miała dziś lot, dlatego prezent dałyśmy wczoraj. Teraz będzie za to jeszcze tort - relacjonowała czwarta rakieta świata.

Pierwszy raz w tegorocznych zmaganiach Wielkiego Szlema w Londynie zagrała na korcie numer 2 i narzekała na jakość położonej na nim nawierzchni. W środę rywalizowała na korcie centralnym i jak oceniła, trawa na nim jest podobna.

Tylko chyba bardziej śliska, co zresztą było widać (zarówno ona, jak i Dellacqua poślizgnęły się raz i przewróciły podczas spotkania) - skwitowała.

Czwartek będzie pierwszym dniem od początku imprezy, w którym Radwańska nie będzie grała. Dotychczas codziennie wychodziła na kort, z powodu przerwanego w poniedziałkowy wieczór meczu otwarcia, który dokończono we wtorek.

Oba pojedynki nie były takie ciężkie, ale trzeba było czekać cały dzień, więc potrzebuję teraz przede wszystkim odpoczynku psychicznego. Fajnie też, że dziś grałam o godz. 13 tutejszego czasu - ani za wcześnie, ani za późno. Zostało jeszcze trochę czasu wolnego - argumentowała.

Kolejną rywalką Radwańskiej będzie Australijka Jarmila Gajdosova lub Portugalka Michelle Larcher De Brito.

Michelle na pewno gra lepiej na trawie. Wskazuje na to jej kilka wyników w poprzednim roku. Od razu wchodzi na szczebel wyżej, grając na tej nawierzchni. Gajdosova z kolei ma groźny serwis, ale dawno jej nie widziałam. Nie ma więc dla mnie w tej chwili różnicy, z którą przyjdzie mi walczyć - oceniła.

Krakowianka największe sukcesy wielkoszlemowe w karierze odniosła właśnie na londyńskich kortach. Stąd też cieszy ją decyzja władz światowej federacji tenisowej o wydłużeniu u o tydzień części sezonu przeznaczonej na rywalizację na tego typu kortach.

Ta część sezonu jest bardzo krótka, na pozostałych nawierzchniach gra się znacznie dłużej. Nie sądzę jednak, aby wiele się zmieniło w związku z tym. Nadal każdy będzie się szykował przede wszystkim na Wimbledon - zaznaczyła.

Podczas spotkania z dziennikarzami zapytano ją także, czy - w związku ze znaczącą pozycją w światowym tenisie - nie myślała o wstąpieniu do Rady Zawodniczek WTA.

Nie myślałam o tym. Nawet jak się w niej nie jest, to mamy spotkania, podczas których każdy może powiedzieć swoje zdanie i te opinie są brane pod uwagę, zwłaszcza przy radykalnych pomysłach - zaznaczyła.

(jad)