Dziś Wielki Piątek. W Wielkim Tygodniu to dzień upamiętniający śmierć Chrystusa na krzyżu. A przydrożne krzyże od wieków wpisują się w polski krajobraz.

Były. Są. I będą.

Zawsze były to symbole wiary. Chodziło o zaakcentowanie, że dana przestrzeń razem z tymi, którzy ją zamieszkują jest oddana Panu Bogu. Tam, gdzie stał krzyż, od razu było też wiadomo, że na tym terenie mieszkają chrześcijanie. I ten symbol, ten krzyż miał to właśnie wyrażać - wyjaśnia ksiądz Leszek Makówka, historyk sztuki i dyrektor Muzeum Archidiecezjalnego w Katowicach.

Przy głównych drogach nie sposób ich nie zauważyć. Strzeliste, kilkumetrowe, zadbane, ozdobione kwiatami. Bywa, że tuż obok nich płoną znicze. Stoją w pobliżu skrzyżowań, na rondach, widać je przy wjazdach i wyjazdach z miast.

Przy bocznych drogach już nieco trudniej je dostrzec. Ale też tam stoją. Wydają się być nieco mniejsze, pokryte kurzem, czasem z rdzawym nalotem, wtopione w krajobraz, jakby chroniły się w gałęziach przydrożnych drzew i krzewów. Czasem ktoś położy w pobliżu wiązankę sztucznych kwiatów, która z roku na rok blednie, wystawiona na deszcz i słońce. W innym miejscu widać resztki dawno wypalonego znicza.

Stoją też przy leśnych drogach i wśród pól. Tam dostrzegamy je nagle, zupełnie nie spodziewając się, że właśnie w takim miejscu ktoś mógł postawić krzyż. Czasem już nieco przekrzywione, zapadające się w ziemię lub wręcz złamane i najzwyczajniej oparte o drzewo, wyłaniają się nagle tuż za pokrytym trawą wzniesieniem lub na skrzyżowaniu piaszczystych, leśnych dróg.

Krzyże przydrożne stawiane są od wieków. Miejsce, gdzie się pojawiły, nigdy nie było przypadkowe. Krzyż stawał przy wiejskim kościele, wyznaczał też centralny punkt wsi lub - na obrzeżach - był swego rodzaju symbolicznym oznaczeniem granic. Ten w szczerym polu, na rozstaju dróg, mógł pełnić rolę drogowskazu. Czasem oznaczał również miejsce, gdzie zginął ktoś rażony piorunem. To krzyż był oznaczeniem mogiły, przypominał o ważnym wydarzeniu lub był wyrazem podziękowania, np. za szczęśliwy powrót z wojny, zakończenie sąsiedzkiego konfliktu albo - co w obecnych czasach nabiera szczególnego znaczenia - za wybawienie od zarazy.

Przed wiekami w wielu miejscach stawiano też krzyże pokutne. Przydrożne krzyże pokutne wznoszono od XIII do XVI - XVII wieku. Najczęściej były one zrobione z kamienia. Z każdym stuleciem ich liczba się zmniejszała. Takie krzyże wznosił zabójca. Stawiano je zawsze w miejscu, gdzie popełniona została zbrodnia. Dlatego te miejsca mogły zaskakiwać, bo było to np. szczere pole, środek lasu czy obrzeża osiedli. Samo postawienie krzyża było finałem drogi pokutnej, którą przebywał zabójca. Wcześniej musiał on m.in. pokrywać koszty pogrzebu ofiary, płacić za rozprawę sądową czy dawać pieniądze na utrzymanie rodziny zabitego. I dopiero na koniec czasu pokuty stawiał krzyż. I za to też sam musiał zapłacić. W Polsce do tej pory najwięcej krzyży pokutnych zachowało się na Dolnym Śląsku. Co istotne, krzyży takich nie wolno było przenosić w inne miejsca, bo miały one stać w miejscu, gdzie popełniona była zbrodnia - opowiada ksiądz Leszek Makówka.

Początkowo przydrożne krzyże były drewniane, z czasem zaczęły się też pojawiać kamienne, a potem metalowe.

W wielu miejscach do dziś, zwłaszcza wiosną i latem, okoliczni mieszkańcy zbierają się przed krzyżami na modlitwach. Na święta pojawiają się tam kwiaty. Czasem ktoś, przechodząc obok, skłania głowę albo czyni znak krzyża. Starsi z szacunkiem zdejmują nakrycie głowy.

Co dziś symbolizuje przydrożny krzyż? W wielu przypadkach, mijając go, nie jesteśmy już w stanie powiedzieć, dlaczego ustawiono go właśnie w tym miejscu. Na niektórych krzyżach kamiennych, gdy je wznoszono przed laty, umieszczano specjalne inskrypcje, m.in. z krótką modlitwą, ale też i z datami oraz krótkimi informacjami na temat krzyża. Ale obecnie wiele tych napisów już się zatarło albo zostały zniszczone i zamieszczonego tam tekstu nie jesteśmy w stanie odczytać. Stąd obecnie przydrożne krzyże to przede wszystkim symbole religijne oraz świadectwa historii i przeszłości danej społeczności lokalnej - kończy ksiądz Leszek Makówka.

Ale były, są i będą.


Opracowanie: