"Nie było polskiej rodziny, której nie dotknęłaby nazistowska machina śmierci" - pisze na łamach izraelskiego dziennika "Jerusalem Post" Matthew Tyrmand. To właśnie dlatego - podkreśla publicysta - Polacy gniewnie reagują na słowa o "polskich obozach śmierci".

"Nie było polskiej rodziny, której nie dotknęłaby nazistowska machina śmierci" - pisze na łamach izraelskiego dziennika "Jerusalem Post" Matthew Tyrmand. To właśnie dlatego - podkreśla publicysta - Polacy gniewnie reagują na słowa o "polskich obozach śmierci".
Publicysta Matthew Tyrmand / Marcin Obara /PAP

Tyrmand przypomina, że Polska była jedynym krajem w zajętej przez Niemców Europie, który nie poszedł na żadną formę współpracy z okupantem. Nie było - jak podkreśla - polskich ochotników w formacjach SS, a kary za ukrywanie Żydów były o wiele bardziej surowe niż w innych krajach - całe rodziny, tak jak Ulmów z Markowej, były mordowane za pomoc Żydom.

Polska ma więcej "Sprawiedliwych wśród Narodów Świata" niż jakikolwiek inny naród. Do dziś odkrywane są historie o ukrywaniu i ratowaniu Żydów przez Polaków - pisze publicysta. "Nie było polskiej rodziny, której nie dotknęłaby nazistowska machina śmierci" -  zwraca uwagęTyrmand. W efekcie, jak podkreśla, Polacy gniewnie reagują na stwierdzenia o "polskich obozach śmierci" lub "polskim Holokauście".

Tyrmand pisze, że dopiero niedawno światowe media zaczęły unikać określenia "polskie obozy śmierci". Przypomina, że po wojnie Polska przez pięć dziesięcioleci cierpiała po sowieckiej stronie żelaznej kurtyny, podczas gdy Niemcy dostali szansę na odbudowę swojego państwa.

Przyjęcie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej motywowane było potrzebą "skorygowania historycznych nieścisłości" dotyczących wizerunku Polski i rzekomej roli, jaką Polska odegrała w tym mrocznym okresie.

Tyrmand podkreśla, że wprowadzeniu ustawy nie towarzyszyły zabiegi dyplomatyczne, które mogłyby pomoc w jej odbiorze. Jednak - jak zauważa - "kryminalizacja niektórych określeń nie odbiega od podobnych przepisów w Niemczech, w Skandynawii, we Francji, w Wielkiej Brytanii i Izraelu".

Czas uchwalenia - wynik tarć wewnątrz PiS

Jego zdaniem czas uchwalenia nowych przepisów nie był dziełem przypadku, lecz wynikiem tarć wewnątrz obozu rządzącego. Sukcesy, które osiągnął premier Mateusz Morawiecki, jego pragmatyzm i światowość, osłabiały według Tyrmanda aspiracje wyborcze frakcji kierowanej przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę.

Publicysta zwraca uwagę, że minister Ziobro zniknął ze sceny politycznej w momencie gdy wybuchł konflikt wokół nowelizacji ustawy o IPN, a z ukrycia wyszedł dopiero po miesiącu, oświadczając, że nie ma możliwości zamrożenia nowych przepisów. Zdaniem Tyrmanda była to próba sabotażu polsko-izraelskiego dialogu.

Tyrmand zauważa, że procedowanie ustawy zbiegło się z rozpoczynającą się powoli kampanią wyborczą w Izraelu. Izraelscy politycy, jego zdaniem, zaczęli zajmować się polską ustawą, aby pokazać przykład "błędnego historycznego rewizjonizmu".

W opinii Tyrmanda "wielką i tragiczną ironią" jest to, że do tego kryzysu dyplomatycznego doszło w momencie bardzo dobrych relacji, także gospodarczych, między Polską a Izraelem. To właśnie z Polską Izrael miał najlepsze stosunki w całej Unii Europejskiej.

Publicysta podkreśla, że nieuprawnione są głosy niektórych przedstawicieli społeczności żydowskiej na Zachodzie o "rozpętaniu antysemityzmu" w Polsce. "Synagogi w Polsce nie potrzebują 24-godzinnej ochrony" - pisze Tyrmand. Czy to samo można powiedzieć o Berlinie, Kopenhadze, Malmoe czy Goeteborgu? - pyta retorycznie Tyrmand.

Jego zdaniem ataki na rząd Polski trwają od początku jego kadencji. Przypomina Marsz Niepodległości z 11 listopada 2017 roku, który przez zagraniczne media został fałszywie pokazany jako "zbiór faszystów i nazistów". Tyrmand nie ma wątpliwości, że "Polska atakowana jest z powodów politycznych".

Publicysta przypomniał też rok 2015, kiedy "Polska wybrała pierwszy całkowicie konserwatywny (i nacjonalistyczny, populistyczny)" rząd Prawa i Sprawiedliwości. "Partia ta nie miała związków z komunistami i zepsutą postkomunistyczną oligarchią, która całkowicie zaspokojona przez Lecha Wałęsę wykorzystała przemiany po roku 1989 dla osobistych korzyści i ze szkodą dla narodu polskiego" - pisze Tyrmand.

(ag)