Z powodu kontuzji stopy Justyna Kowalczyk wycofała się na trasie olimpijskiego biegu na 30 km techniką dowolną w Soczi. Polka nie chciała zadeklarować, co dalej z jej karierą. Zapewniła jednak, że na emeryturę nie wybiera się trener Aleksander Wierietielny.

Zaraz po starcie zahaczyłam się z kimś nogą. Nie wiem z kim. Było duże zamieszanie i, niestety, coś się bardzo popsuło w lewej stopie. Starałam się, próbowałam. Tam gdzie było miękko i pod górę, to jeszcze szło, ale na twardym i na zakrętach - już nie. I tak poszłam ponad stan, a jeszcze bardziej - nie miało sensu - powiedziała polskim dziennikarzom Kowalczyk, która z wielkim trudem pokonywała kolejne stopnie schodów, schodząc z szatni na piętrze.

Polka przyjechała na igrzyska - jak się okazało już po badaniach w wiosce - ze złamaną piątą kością śródstopia. Mimo to, zdobyła złoty medal w jej ulubionej konkurencji 10 km techniką klasyczną, wraz z Sylwią Jaśkowiec była piąta w sprincie drużynowym, zaś w biegu łączonym zajęła szóste miejsce.

Dziś była wymieniana wśród faworytek, ale przegrała z bólem i zeszła z trasy po pokonaniu ok. 13 km.

Cieszę się z tego, co zrobiłam na tych igrzyskach, bo los i tak mi dużo tutaj podarował. Co dalej? Nie wiem, nie skłaniam się ku żadnej decyzji. Na razie podziękowaliśmy sobie z zespołem za tę olimpiadę, za pięć medali. A jeśli chodzi o mojego trenera, bardzo chce dalej pracować, tak jak drużyna. Nie wiem, po co komu odgrzewane wypowiedzi z wrześniowego obozu w Zakopanem... - stwierdziła Kowalczyk, nawiązując do piątkowych informacji, jakoby Wierietielny po powrocie z Soczi wybierał się na emeryturę.

Od kostki w górę nic mi nie jest. Na podbiegach fajnie sobie radziłam, lecz nie chciałam się wyrywać do przodu, bo po co - dodała.

Polska zawodniczka, wielokrotna medalistka mistrzostw świata, jeszcze w Soczi będzie miała kolejne badania kontuzjowanej stopy. Następne zaś już po powrocie do ojczyzny.

Jeszcze do dzisiaj miałam w planach starty w Pucharze Świata w Drammen (5 marca) i Oslo (8-9 marca). Okaże się, czy jest sens jechać do Falun (14-16 marca). Prawdopodobnie w norweskiej stolicy podejmiemy decyzję w sprawie przyszłości - przyznała.

31-letnia Kowalczyk nie ukrywa, że jej głównym problemem jest zdrowie, dlatego zwleka z podjęciem decyzji w kwestii kontynuowania kariery. Nie brakuje głosów, że odejdzie z narciarstwa.

Mam jeszcze chwilę na zastanowienie. Nie wiem, czy będę w ogóle trenować, czy czeka mnie przerwa, a może już nigdy nie wystartuję, albo w innym składzie? Jak już coś powiem, będzie można mi wierzyć. Jeszcze raz podkreślę, że mój trener dalej chce bardzo pracować, a jedynym znakiem zapytania jestem ja. Przecież szkoleniowiec już przed igrzyskami powiedział, że nikomu nie będzie udzielał wywiadów i tak robił - wyjaśniła.

Kowalczyk mówi, że nie jest łatwo rozstać się z czymś, co robiło się z sukcesami przez wiele lat, ale decyzja na tak lub nie zapadnie już wkrótce. 

(j.)