Nie zamierzam zaprzestać działalności dziennikarskiej, dalej będę pisał - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Andrzej Poczobut. Działacz nieuznawanego przez reżim w Mińsku Związku Polaków na Białorusi został skazany przez sąd w Grodnie na 3 lata więzienia, jednak karę zawieszono. Poczobut zaznacza, że będzie się od tego wyroku odwoływał.

Krzysztof Zasada: Jest wyrok w zawieszeniu. To powód do radości czy raczej nie?

Andrzej Poczobut: Bardzo się cieszę z faktu, że wyszedłem z więzienia. Zostałem natomiast uznany winnym, choć nie popełniłem żadnego przestępstwa. To mnie na pewno nie cieszy i dlatego będę się odwoływał od tego wyroku.

Krzysztof Zasada: Jeżeli chodzi o twoją pracę, czy dalej będziesz pisał jak dawniej? Bo masz teraz duży problem.

Andrzej Poczobut: Problem niby jest, niby go nie ma. Z jednej strony rzeczywiście jest ten wyrok w zawieszeniu, ale z drugiej strony ja nie popełniłem żadnego przestępstwa. Zdaję sobie sprawę, że na poziomie białoruskiego sądownictwa większych szans na udowodnienie tego miał nie będę, ale jestem też przekonany, że to, co robię, ma sens. Obecnie zamierzam nadrobić zaległości w domu, poświęcić swój czas żonie, a później nadal pracować dla "Gazety Wyborczej", nadal działać w Związku Polaków. Ten wyrok nie będzie miał większego wpływu na moje poglądy i moje zachowanie. Zawsze respektowałem białoruskie prawo i teraz nadal je respektuję, a to, że w stosunku do mnie jest ono naruszane - to jest niestety smutna białoruska rzeczywistość.

Krzysztof Zasada: Jak wyglądał ten czas, kiedy trwał ten proces, byłeś w areszcie. Jak cię traktowano?

Andrzej Poczobut: Początkowo byłem w całkowitej izolacji, w ogóle nie wiedziałem co, gdzie i jak. To trwało około półtora tygodnia. Później w celi zjawił się prokurator obwodowy Morozow, który wszczął wobec mnie postępowanie karne. Zaproponował mi wtedy, że jeżeli okażę skruchę wobec Łukaszenki, to sprawa zostanie umorzona, a ja zostanę zwolniony. Oczywiście odmówiłem, dlatego że nie mam powodu do okazywania skruchy, nie popełniłem żadnego przestępstwa i swoich poglądów nie zamierzam zmieniać pod presją władz. Oni liczyli na to, że dam się skruszyć. Później powoli docierały różne informacje dotyczące mojej sprawy. Stosunek ze strony funkcjonariuszy był różny. Jedni starali się wykazać nadgorliwością w pracy, inni z kolei wspierali mnie. Żadnych szczególnych szykan nie doświadczyłem. Gdy tylko przywieziono mnie do więzienia, najpierw było spotkanie z adwokatem, który natychmiast przekazał mi ustawę na podstawie, której byłem przetrzymywany, czyli wszystkie prawa więźniów. Ponieważ zapoznałem się z tym i miałem ze sobą odpowiednie dokumenty, gdy o coś walczyłem w więzieniu, to wiedziałem o co. Były konfliktowe sytuacje, gdy pisałem skargi, np. dotyczące bezpodstawnego skracania czasu spaceru - rzeczy niby drobne, ale które są częścią tamtejszego bytu. Nie chciałem niczego ponad to, co może mi zagwarantować prawo, dlatego też udawało mi się, żeby te moje prawa były respektowane.

Krzysztof Zasada: Kiedy złożysz odwołanie?

Andrzej Poczobut: W chwili obecnej spotykam się z adwokatem i ustalamy, co i jak. Na razie nie otrzymaliśmy pisemnego uzasadnienia wyroku, tzn. w ogóle nie usłyszałem żadnego uzasadnienia wyroku, ponieważ podczas zamkniętych procesów upublicznia się tylko część wyroku. Gdy otrzymamy pisemne uzasadnienie, będziemy mieli czas, aby złożyć skargę.