Dopiero dziś mieszkańcy Radomierzyc mogą na dobre wziąć się do pracy. Dopiero po pięciu dniach mogą zacząć porządkować chaos po sobotniej powodziowej fali. W ciągu kilku minut woda zabrała dorobek ich całego życia, zalewając budynki po same dachy.

W jednej chwili ludzie stanęli przed wyborem: albo szybko opuszczą domy i stracą swój majątek albo po prostu stracą życie. Kilkaset osób w jednej sekundzie wybiegło na ulice w podkoszulkach, bieliźnie, tym co akurat mieli na sobie. Matki wynosiły dzieci zawinięte w koce. Ludzie biegli, pchając przed sobą wózki z inwalidami. Dzisiaj mówią, że choć stracili wszystko otrzymali drugie życie. Właściwie jak oni krzyczeli to już woda była na wiosce, tylko z tamtej strony. Od strony Bogatyni. Już woda była. Ja uciekałem. Już prawie nikogo nie było na wiosce. To chwyciła mnie na tym skrzyżowaniu. Już ledwo wyszedłem na suche. Także niektórzy jeszcze w domach pozostawali. Musieli ich ściągać ciężkim sprzętem strażacy i wojsko - wspomina jeden z mieszkańców.

W Radomierzycach zginął jeden ze strażaków, który próbował ratować mieszkańców. Dzisiaj, gdy przyszedł czas na sprzątanie pojawiają się także pytania o to, dlaczego tak późno poinformowano mieszkańców. I oto dlaczego woda przerwała tamę na zbiorniku przy elektrowni. Tak to podejrzewam, że woda by się jednak zmieściła w wałach. Żal na pewno jest bo straty są. Ale co zrobić, trzeba żyć dalej. Trzeba sobie jakoś radzić - mówi mieszkaniec, który razem z innymi próbuje sobie radzić, choć doprowadzenie wsi do stanu sprzed powodzi szybko raczej nie nastąpi.