"To była szalona epoka, podejście do seksu było inne". Tak Romana Polańskiego - oskarżonego o seks z trzynastolatką w latach 70-tych - broni jego żona, Emmanuelle Seigner. Francuska aktorka i piosenkarka zapewnia, że rozumie, iż dzisiaj afera może szokować.

Od lat 70. do „dnia dzisiejszego ewolucja opinii publicznej - w sprawach dotyczących seksu, narkotyków i permysywizmu - była znacząca” - tłumaczy Seigner w wywiadzie dla francuskiego pisma kobiecego „Elle”, które w piątek ma się ukazać w kioskach. "Człowiek, którego znam, nie ma nic wspólnego z postacią przedstawianą w gazetach. Nie opisują one mężczyzny, którego spotkałam, w którym się zakochałam i którego poślubiłam" - twierdzi aktorka i piosenkarka. Zapewnia, że Polański był „zawsze wspaniałym mężem i ojcem”.

„Odkryłam, że potrafię być dosyć odważna - ludzie wokół mnie dziwili się nawet, że to wszystko wytrzymuję” - podkreśla artystka, wyrażając przekonanie, że amerykański wymiar sprawiedliwości zgodzi się sądzić jej męża w trybie zaocznym. "Jestem pewna, że ta sprawa znajdzie pomyślny finał po stronie amerykańskiej" - mówi Emmanuelle Seigner w pierwszym od długiego czasu wywiadzie. Zapewnia, że jej mąż nigdy "nie stawiał się ponad prawem".

Już jutro kalifornijski sąd ma wydać decyzję w sprawie wniosku adwokatów Polańskiego o zwolnienie go z obowiązku obecności na procesie.

Polański został zatrzymany 26 września 2009 roku na lotnisku w Zurychu na podstawie międzynarodowego nakazu aresztowania. Wymiar sprawiedliwości USA zarzuca reżyserowi, że w 1977 roku uwiódł 13-letnią wówczas Samanthę Geimer, a następnie w obawie przed karą uciekł ze Stanów Zjednoczonych.

Na początku grudnia szwajcarski wymiar sprawiedliwości zgodził się na przeniesienie reżysera z aresztu ekstradycyjnego do aresztu domowego w alpejskim kurorcie Gstaad po wpłaceniu żądanej kaucji w wysokości 4,5 mln franków szwajcarskich.