Zobaczę coś co od dziecka sprawiało, że siadałem razem z mamą przed telewizorem, czekało się na te Oscary, przeżywało, kibicowało poszczególnym filmom, aktorom. Naprawdę znalezienie się tam w środku w tym Dolby Theatre to było gdzieś w obszarach abstrakcji – mówi w rozmowie z RMF FM Borys Szyc, odtwórca jednej z głównych ról w filmie "Zimna wojna" Pawła Pawlikowskiego. Polski film otrzymał trzy nominacje do nagród amerykańskiej Akademii Filmowej.

Paweł Żuchowski, RMF FM: Jak pan ocenia szanse filmu "Zimna wojna" na Oscara?

Borys Szyc: Wie pan, moje serce mówi mi, że wrócimy z trzema Oscarami. Natomiast będąc realistą i wiedząc, że Amazon wydał troszkę mniej pieniędzy niż Netflix, który wyrzucił chyba 60 milionów dolarów na samą promocję, no to trzeba się liczyć z tym, że "Roma" dotarła do większej ilości widzów, nawet jeżeli jej nie widzieli. Ja podejrzewam, że sporo osób tego filmu nawet nie widziało. Wiesz, to trochę jak z reklamą - pokazują ci cały czas jeden napis, on miga ludziom. Jak potem mają zagłosować, to głosują na to, co znają. Jak to w "Rejsie"… Jak ma mi się podobać piosenka, którą pierwszy raz słyszę? Może tak być, aczkolwiek głosy są już takie, że tak duże jest nagromadzenie tej reklamy, że "Roma" może zacząć zjadać swój własny ogon. Ludzie też nie lubią, kiedy coś im wyskakuje z lodówki i spod koła, książki, zewsząd. Też liczymy, że wygra projekt, film, który nie jest wspierany przez tak wielką korporację.

Trzy nominacje to już i tak wielki sukces. Nigdy wcześniej nie było takiej sytuacji, aby polski film miał trzy nominacje. Jest pewnie apetyt na Oscary, ale nominacje w takiej ilości to już i tak chyba powód do tego, by się cieszyć.

No i my się bardzo cieszymy. Cieszymy się niezwykle, że możemy tu być. Cieszymy się, że wejdziemy tam do środka. Zobaczymy jak to wygląda. Paweł (Pawlikowski) jest najbardziej sceptyczny z nas wszystkich. Raz, że już jednego Oscara ma, dwa, że Hollywood to nie jest jego „cup of tea”, jak on to mówi. Acz nie da się ukryć, że to są najbardziej miarodajne i ważne nagrody na całym świecie, więc fajnie by je dostać.

Pan już tyle w branży filmowej przeżył. Czy wejście na czerwony dywan w Hollywood to jest sprawa, która może jeszcze pana kręcić? Czy to marzenie, czy może tylko jakaś chęć poznania tego ?

To było w sferze marzeń. I w niedzielę się te marzenia spełnią. Niezwykle się cieszę. Ja skończyłem w zeszłym roku 40 lat, też zmieniłem moje życie dosyć diametralnie. I mam takie uczucie, że dostaję zwrot od tego życia, że to była dobra decyzja. I taką małą nagrodę. Tak to traktuję właściwie, ten pobyt tutaj, że tam wejdę. Zobaczę coś, co od dziecka sprawiało, że siadałem razem z mamą przed telewizorem, czekało się na te Oscary, przeżywało, kibicowało poszczególnym filmom, aktorom. Naprawdę znalezienie się tam w środku w tym Dolby Theatre to było gdzieś w obszarach abstrakcji. No i teraz jedyne co wam mogę powiedzieć kochani w Polsce: „keep dreaming”. 

Czyje życie po tym filmie najbardziej się zmieni? Pana dostrzeżono tutaj w Hollywood, podobnie Tomasza Kota. Łukasz Żal, wiadomo, z nominacją do Oscara. Paweł Pawlikowski także. Jest jeszcze Joanna Kulig, która wygląda na to, że zachwyciła Hollywood.

Joasi życie to już się zmieniło. I to na różnych etapach. Ona wykonała największą i najcięższą pracę promując ten film, siedząc tutaj już od paru miesięcy. I to w zaawansowanej ciąży. Tydzień temu życie jej się zmieniło diametralnie, bo urodziła dziecko, tutaj na tej ziemi, więc to jakieś takie legendarne rzeczy się tutaj odbywają. Była na spotkaniu ze Stevenem Spielbergiem. Myślę, że odbyła setki spotkań, które były dla niej zaskakujące.

To będzie teraz po tym filmie kariera międzynarodowa?

Tego jej życzę. Wiecie, to jest kapryśny zawód. Trzeba mieć do niego tak duży dystans, zwłaszcza tu. Hollywood jest znane z tego, że jesteś produktem, którego się połyka i wypluwa później, kiedy jest już niepotrzebny. Więc życzę jej, żeby to wyplucie nastąpiło jak najpóźniej, żeby po prostu zrobiła dobre filmy i żeby była szczęśliwa. To jest najważniejsze. Bo tak naprawdę, to co się zmieni po tych Oscarach? Życie będzie się toczyć dalej. Cały świat filmowy zacznie się przygotowywać do kolejnych Oscarów, będą powstawać kolejne filmy. Ta 91. ceremonia niedługo pójdzie w zapomnienie. Życzę jej i nam wszystkim, żeby wykorzystać dobry moment, bo jeżeli jakoś by można zdefiniować szczęście, to być w odpowiednim momencie, czasie i miejscu.

To na koniec jeszcze pytanie związane z ceremonią. Smoking przygotowany?

Przygotowany.

Zdradzi pan coś więcej?

Czarny, klasyczny. Kobiety mają dużo trudniej, powiem ci. My mamy rzeczywiście pod tym względem ułatwioną sprawę.

A więc trzymamy kciuki, mimo że to "Roma" jest faworytem, mimo że Paweł Pawlikowski ostrożnie podchodzi do sprawy Oscarów, aby i on i Łukasz Żal wrócili do Polski z Oscarami.

Tak. Trzymajcie kciuki. Ale też jak nie wrócimy z tymi Oscarami, to przywitajcie nas również miło. Wykonaliśmy kawał dobrej roboty i uwierzcie mi - ciężkiej.

Opracowanie: