Kończący w sobotę karierę w reprezentacji Polski Łukasz Fabiański przyznał, że był to radosny dzień, ale i trochę trudny. "Koniec końców chciałem się skupić na meczu" - podkreślił po spotkaniu eliminacji piłkarskich mistrzostw świata z San Marino (5:0) w Warszawie.

Zdawałem sobie sprawę, że nie będę miał dużo pracy, nie będę często sprawdzany, ale chciałem też, aby moja postawa na boisku była na pierwszym miejscu, a emocje próbowałem trochę odłożyć na bok - powiedział po końcowym gwizdku przed kamerą TVP.

W sobotę wybiegł w podstawowym składzie, a każdy jego kontakt z piłką był nagradzany owację przez ponad 56 tysięcy kibiców. Często skandowano również jego nazwisko. Grał do 57. minuty, co ma związek z liczbą jego występów w kadrze. Został zmieniony przez debiutanta Radosława Majeckiego.

Szpaler i niespodzianka dla Fabiańskiego

Piłkarze utworzyli opuszczającemu boisko Fabiańskiemu szpaler, a sam bramkarz płakał ze wzruszenia. Przyznał później, że utrzymać emocji na wodzy nie był w stanie już przed spotkaniem, po niespodziance przygotowanej przez pozostałych kadrowiczów.

Wyświetlono mi film z wypowiedziami zawodników, niektóre na poważnie, niektóre z żartem. Jak się film skończył, wszyscy zaczęli bić brawo, odwróciłem się przez prawe ramię, a tam była moja żona, syn, rodzice i to mnie wybiło z nastawienia profesjonalnego przed meczem. Byłem w szoku, gdy ich zobaczyłem. To było coś wspaniałego, nigdy tego nie zapomnę - zdradził.

Przed spotkaniem otrzymał też od władz PZPN pamiątkową koszulkę z numerem 57 i wypisanymi na niej wszystkimi meczami, w których wystąpił w reprezentacji.

Grał w reprezentacji przez 15 lat

Urodzony 18 kwietnia 1985 roku w Kostrzynie nad Odrą Fabiański w drużynie narodowej zadebiutował 28 marca 2006 roku w wyjazdowym spotkaniu towarzyskim z Arabią Saudyjską (2:1), zastępując w końcówce Jerzego Dudka.

Przyznał, że po rozstaniu z kadrą najbardziej będzie mu brakował związanych z nią ludzi i atmosfery.

Cały splendor związany z reprezentowaniem kraju jest niesamowity i nie można tego z niczym porównać. Przeżyłem wiele wspaniałych chwil, poznałem wielu wspaniałych ludzi, nawiązałem niesamowite relacje i właśnie to jest dla mnie na pierwszym miejscu. Nie same mecze, choć może źle to brzmi, ale przebywanie w tej grupie było dla mnie najważniejsze - powiedział.

Piłkarz był uczestnikiem mistrzostw świata w 2006 i 2018 roku oraz mistrzostw Europy w 2008, 2016 i 2020. Z Euro 2012, którego Polska była współgospodarzem, wykluczyła go kontuzja.

Obecnie jest zawodnikiem londyńskiego West Ham United, a wcześniej w tym mieście bronił barw Arsenalu. Dzięki rozstaniu z kadrą będzie miał więcej czasu dla rodziny.

To jest ogromny plus. Dodatkowym elementem jest to, że mentalnie i fizycznie będzie można lepiej wykorzystać ten czas, żeby nie doszło do wypalenia - zwrócił uwagę.

Większość meczów na wielkich turniejach oglądał z ławki rezerwowych. Wystąpił jedynie w czterech spotkaniach na Euro 2016 i jednym na mundialu 2018 - o "honor" z Japonią. Miał jednak udział w największym sukcesie reprezentacji Polski w XXI wieku. Po kontuzji Wojciecha Szczęsnego w pierwszym meczu w ME 2016 z Irlandią Północną zastąpił go w kolejnych spotkaniach i spisywał się tak świetnie, że biało-czerwoni dotarli do ćwierćfinału. Tam dopiero po rzutach karnych musieli uznać wyższość Portugalczyków, późniejszych triumfatorów.