Jamajczyk Yohan Blake zdobył w koreańskim Daegu tytuł mistrza świata w biegu na 100 m wynikiem 9,92. Pecha miał jego rodak, rekordzista globu (9,58) i murowany faworyt sprintu Usain Bolt, który popełnił falstart i został wykluczony z rywalizacji. To największa sensacja zawodów.

Bolt to najszybszy człowiek świata. Jego rekord na 100 metrów - 9,58 s - jest kosmicznym osiągnięciem, dlatego przed finałem sprintu w Daegu wszyscy zastanawiali się tylko, czy wiatr pozwoli Jamajczykowi na pobicie kolejnego rekordu. Nikt nie dopuszczał myśli, że Bolt nie wygra. Sam główny aktor spektaklu wydawał się rozluźniony i pewny siebie.

Czekacie na łzy? Nie pojawią się, wszystko jest ze mną OK - zapewniał Bolt fotoreporterów, którzy tuż po jego dyskwalifikacji czyhali na jak najlepsze ujęcie.

Bolt nie obronił tytułu nie tylko przez siebie, ale także przez nowe przepisy. Do końca ubiegłego roku musiał zejść z bieżni po drugim falstarcie,. Teraz każdy jest karany dyskwalifikacją.

W to, co wydarzyło się na stadionie w Daegu, nie mogło uwierzyć nie tylko 30 tys. widzów, ale także rywale najszybszego człowieka ostatnich lat. Nie sądziłem, że go wykluczą. Jak można zdyskwalifikować Usaina Bolta? - dziwił się srebrny medalista Amerykanin Walter Dix.

Na najniższym stopniu podium stanął Kim Collins z Saint Kitts i Nevis, zwycięzca czerwcowego 57. Memoriału Janusza Kusocińskiego w Szczecinie.