Wojskowi w NATO są spokojni o tajemnice Sojuszu. W takich sytuacjach jak katastrofa smoleńska procedury nakazują zmianę kodów, których NATO używa do szyfrowania komunikacji satelitarnej - zapewnił naszą korespondentkę wysoki rangą wojskowy Sojuszu. Dziennik "Washington Times" podał, że po katastrofie kody mogły się dostać w ręce Rosjan.

Zobacz również:

Rozmówca Katarzyny Szymańskiej-Borginon jest przekonany, że po katastrofie w Smoleńsku od razu zmieniono wszystkie kody. Powołał się na przypadek sprzed kilku lat, kiedy zginął pilot lotnictwa wojskowego, który miał przy sobie tzw. wkładkę, czyli kartę kodową. Wtedy natychmiast wymieniono wszystkie wkładki i zmieniono kody. Z pewnością stało się tak i po katastrofie prezydenckiego samolotu, bo takie są procedury.

Rozmówca naszej korespondentki uważa więc, że tajemnice NATO nie są zagrożone. Wojskowi NATO są ponadto przekonani, że w Tu-154 nie było urządzeń do komunikacji z Sojuszem. Lot na uroczystości do Katynia nie był związany z działaniem NATO. W dodatku samolot był remontowany w Rosji, więc nie instalowano w nim żadnych urządzeń do tajnej komunikacji natowskiej. Na pokładzie mogły znajdować się najwyżej telefony kodowane, służące do porozumienia się najwyższych osób w państwie.

Oficjalnie nasza korespondentka usłyszała w Kwaterze Głównej Sojuszu, że NATO nie będzie komentować doniesień "Washington Times".