"Nie zobaczyliśmy nic nowego w stosunku do naszego raportu końcowego. Wady na lotnisku były również tam opisane" - poinformował szef komitetu technicznego MAK Aleksiej Morozow. Jego zdaniem, "obecność w kokpicie gen. Błasika mogła wywierać nacisk na pilotów". Nie było natomiast nacisku na kontrolerów lotu. MAK, wbrew polskiemu raportowi, utrzymuje, że piloci próbowali lądować.

Raport komisji Jerzego Millera (wersja polska) [PDF]

Raport komisji Jerzego Millera - załączniki (wersja polska) [PDF]

Zdaniem MAK, raport komisji Millera jest wewnętrzną sprawą Polski.

Zdaniem Morozowa, "fakty nie potwierdzają, że kontroler upewniał załogę, że leci prawidłowo". Kontrolerzy informowali załogę o warunkach i wysokości - podkreślił. Pytany o naciski na kontrolerów na wieży, stanowczo zaprzeczył. Pułkownik Krasnokucki rozmawiał przez telefon ze swoim przełożonym - poinformował Morozow, ale odmówił podania jego nazwiska. Szef komisji technicznej zaznaczył: Zastępca dowódcy bazy lotniczej, któremu - jak rozumiem przypisywane jest wywieranie nacisków na kontrolerów - był zobowiązany do znajdowania się w bliższym stanowisku kierowania lotami i tam się znajdował. Utrzymywał łączność z przełożonymi, co jest normalną praktyką.

Morozow podkreślił, że lotnisko w Smoleńsku było "otwarte i działające ", a nie "czasowe otwarte" - jak podawał polski raport. Hipotezy polskiej strony, że system radiolokacyjny nie był sprawny, nie znalazły potwierdzenia w faktach - oświadczył. Powtórzył, że nie można było zamknąć lotniska 10 kwietnia.

Według MAK, obecność Dowódcy Sił Powietrznych w kokpicie Tu-154M mogła stanowić presję na załogę. Jak mówił szef komisji technicznej Aleksiej Morozow, kapitan samolotu w ostatniej chwili ,widząc ziemię, spostrzegł, w jak krytycznej jest sytuacji. Morozow - powołując się na wyniki ekspertyz psychologicznych i zapisy z "czarnych skrzynek" tupolewa - powiedział, że w rozmowie załogi pojawiło się zdanie "będzie niezadowolony, jeśli nie wylądujemy" - co odnosi on do "głównego pasażera". Dlatego Dowódca Sił Powietrznych dołączył do załogi i osobiście meldował "głównemu pasażerowi" gotowość do lotu. Według psychologów mogło to stanowić presję na załogę - dodał szef komisji technicznej MAK.

Eksperci MAK odpowiadając na pytania polskich dziennikarzy, podkreślali, że Błasik nie powinien znajdować się w kabinie; powinna ona być "sterylna". Przecież należy zauważyć, że on (Błasik) był bezpośrednim przełożonym 36. specpułku i to on odpowiadał za wyszkolenie i przygotowanie pilotów i składał prezydentowi meldunki o sytuacji w locie. On tak naprawdę, podając informacje o wysokości, brał udział w sterowaniu samolotem - zaznaczali.

Jak dodali, na obecność Błasika w kokpicie zwróciła uwagę także polska komisja, ale określiła to jako presję pośrednią. Sądzę, że trzeba nazywać rzeczy po imieniu: to była bezpośrednia presja psychiczna na załogę - mówił jeden z przedstawicieli MAK. Jak zaznaczył, nie ma tu znaczenia fakt, czy piloci byli w słuchawkach, czy nie, bo z jego doświadczenia wynika, że w kokpicie tupolewa wszystko słychać.

Jak mówił, "jedynym wytłumaczeniem" działania kapitana samolotu było to, że dopiero w ostatniej chwili zobaczył ziemię i wtedy zrezygnował z lądowania - do którego wcześniej prowadził maszynę. Dopiero wtedy zobaczył, w jak krytycznej jest sytuacji - powiedział.

Morozow przypomniał, że strona polska sformułowała swoje uwagi do raportu MAK ze stycznia i to, co przedstawiła Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, jest powtórzeniem tych uwag. Jak dodał, MAK nie uwzględnił ich w swoim raporcie, bo "nie miały one charakteru technicznego", ale polskie uwagi są "nieodłączną częścią" raportu z badania katastrofy smoleńskiej.

Wcześniej wiceszef MAK Oleg Jermołow oświadczył, że Komitet przestudiował zarówno polski raport, jak i prezentację komisji oraz publikacje prasowe i wpisy na forach internetowych poświęcone tej sprawie.

Morozow przypomniał podczas konferencji, że MAK działał na podstawie 13. załącznika Konwencji Chicagowskiej; jak dodał, był to jedyny dokument na podstawie którego można było wyjaśniać okoliczności katastrofy smoleńskiej. Podkreślił również, że Polska wyraziła na to zgodę.

Opublikowany w ubiegłym tygodniu raport Millera podkreślił zaniedbania rosyjskich kontrolerów, których zabrakło w dokumencie przygotowanym wcześniej przez MAK. Polska komisja ustaliła, że informacje przekazywane załodze Tu-154, m.in. o prawidłowym położeniu samolotu, utwierdziły pilotów w przekonaniu o prawidłowym wykonywaniu podejścia, gdy w rzeczywistości samolot znajdował się poza strefą dopuszczalnych odchyleń.

Równie istotne zarzuty dotyczą wyszkolenia polskich pilotów, którzy nie mieli odpowiednich uprawnień. O niedostatecznym przeszkoleniu załogi świadczy fakt, że nikt nie zareagował na komunikaty generowane przez system TAWS. Piloci nie wiedzieli też, że jeśli na lotnisku nie ma systemu ILS. niemożliwe będzie wykonanie automatycznego odejścia na drugi krąg. Jerzy Miller stwierdził, że załoga podejmowała właściwe decyzje, ale nie potrafiła ich właściwie zrealizować. Komisja zaprzeczyła wcześniejszym doniesieniom o naciskach na załogę.